Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Jeśli działasz przy polskim boksie, musisz znać tego faceta. Daniel Bartłomowicz jest od dwunastu lat najbliżej największych wydarzeń pięściarskich w kraju. Organizował gale z udziałem Adamka i Gołoty. Pomagał odnaleźć się w Polsce Lennoxowi Lewisowi. Był świadkiem przeróżnych zakulisowych wydarzeń i choć nie o wszystkich może mówić, zdradza wiele. Ma również własne spojrzenie na polski boks i to, jak należy go budować.

Która z organizowanych przez ciebie gal była najdroższa?
Daniel Bartłomowicz:
W czołówce jest na pewno gala Szpilka-Adamek. Ze względu na wszystko – gigantyczny obiekt, największą scenotechnikę, ochronę. Bardzo drogą galą, swego czasu absolutnie naszą najdroższą, była ta z walką Diablo z Fragomenim w Atlas Arenie. Fragomeni był byłym mistrzem, powstał wakat i ogłoszono przetarg, który wygrała grupa KnockOut Promotions. Wiesz, ile wynosiła kasa dla Fragomeniego?

Podejrzewam, że nie był super drogi. W końcu to kategoria junior ciężka.
Kwotę, która pozwoliła nam wygrać przetarg stanowiło 606 tys. dolarów. Czyli wyszło po 303 tys. dla każdego minus określony procent dla federacji. A to był dwa tysiące dziesiąty rok!

A to pewnie nie koniec kosztów.
Do tego wynajęcie na 3-4 dni Atlas Areny, wynajęcie kilkuset ochroniarzy, kilku limuzyn. Pomyśl sobie, w złotych czasach przyjeżdża do ciebie WBC – wszyscy ze Stanów albo z Meksyku. W tym supervisor, szef federacji i główny sędzia lecą biznes klasą, gdzie bilet kosztuje 25 tys. Masz tych gości na cztery dni, wozisz ich, ochraniasz, zapewniasz im pięciogwiazdkowy hotel. Straszne sumy się robią, a przecież nie wymieniliśmy jeszcze kosztów produkcji. To jest bardzo niewdzięczny biznes.

Przeczytałem na Twitterze, że załatwienie walki o EBU to koszt 250 tys.
Do tego oprawa, kolejnych kilka walk. Sam kontraktuję co galę scenotechnikę, więc mniej więcej wiem, jakie to są koszty. Myślę, że pół bańki to bez żadnego problemu. Dlatego ja współczuję serdecznie każdemu promotorowi. Wszyscy mówią, ile Andrzej Wasilewski wyciągnął. Ludzie, niewspółmiernie mniej niż włożył!

Pytałem go kiedyś o to, nie potrafił precyzyjnie odpowiedzieć. 
Nie dziwię się. Musiałby mieć księgowego, który chodziłby za nim dwadzieścia cztery godziny na dobę i notował każdy tysiąc czy dwa, które wyciąga z portfela, żeby szybko coś załatwić.

Gala Głowacki-Usyk przedstawiana jest jako ta z największą finansową stratą.
Zdecydowanie góra listy, jeśli chodzi o koszta. Łącznie z przetargiem, z całą promocją – pamiętajmy, jak długo trwała – myślę, że to kosztowało gdzieś w okolicach półtora miliona dolarów.

Pamiętam, że promowaliście galę zarówno w Gdańsku, jak i w Warszawie.
Byłem odpowiedzialny za stworzenie tzw. tygodnia z boksem w Trójmieście. Zrobiliśmy treningi Głowackiego i Usyka w dwóch oldschoolowych gymach. Potem była konferencja przy pomniku Neptuna. Wyobraź sobie – piękne słoneczko, historyczne miejsce, turyści i wszyscy pięściarze występujący na gali stoją naprzeciwko siebie w takim półokręgu w obecności pięciu kamer telewizyjnych.

Pełna treść artykułu na Sporteuro.pl >>