Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Roy Jones Jr kończy karierę. Mam nadzieję, że mówi poważnie i będziemy już tylko wspominać jego najlepsze walki, a nie te ostatnie w których był cieniem tego, który przez lata czarował bokserski świat.

Był wybitny, ale chyba trochę zabrakło mu w życiu szczęścia. Nie tylko w ringu. Kiedy już szykował się do zakończenia kariery źle zainwestował, stracił majątek i musiał walczyć dalej. Nikomu tak jak jemu w Seulu (1988) należał złoty medal olimpijski, ale został oszukany przez sędziów, którzy wypunktowali zwycięstwo przedstawiciela gospodarzy. Jones Jr został wprawdzie uznany najlepszym pięściarzem turnieju olimpijskiego, otrzymał Puchar Vala Barkera, ale złoty medal zatrzymał Koreańczyk.

MKO niestety nie był stanowczy w tej sprawie. Nie zrobił zbyt wiele, Jones Jr nie doczekał się tego co mu się należało. A myślę, że taki gest byłby wskazany i jak najbardziej sprawiedliwy. Miałem w swoim dziennikarskim życiu przyjemność komentować wiele wspaniałych walk Roya Jonesa Jr i najczęściej byłem pod jego wielkim wrażeniem. Robił z rywalami co chciał, bawił się z nimi jak kot z myszą, przekładał z ręki do ręki. Zdobywał tytuły w wagach od średniej do ciężkiej ciężkiej, gdzie pokonał w 2003 roku Johna Ruiza i odebrał mu pas WBA.

Szybko jednak wrócił do półciężkiej, by walczyć z Antonio Tarverem. Komentowałem ich pierwszy pojedynek w Las Vegas, w Mandalay Bay, który geniusz z Pensacoli wygrał dość szczęśliwie, dwa do remisu. Tarver nie mógł się wtedy pogodzić z porażką, pamiętam jak zwracał się do zebranych na konferencji prasowej i samego Jonesa Jr, by sprawiedliwie ocenili to, co wydarzyło się w ringu. Szary ze zmęczenia Jones Jr (miał ogromne problemy z uzyskaniem limitu wagi półciężkiej) nie zgadzał się oczywiście z opinią Tarvera, co więcej powiedział, że raz jeszcze wróci do kategorii ciężkiej, by pokonać Hasima Rahmana, czym obecnego na konferencji byłego mistrza mocno rozśmieszył.

Pełna treść artykułu na Polsatsport.pl >>