Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Szymon Kołecki szuka nowych wrażeń i próbuje swych sił w MMA. W sobotę w Wieliczce stoczy kolejną walkę, o dziwo podczas bokserskiej gali.

Były już prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów nie tak dawno odebrał w Polskim Komitecie Olimpijskim złoty medal za igrzyska w Pekinie (2008). Na olimpijskim pomoście był wtedy drugi (kat. 94 kg), przegrał po pięknej walce z Kazachem Ilją Iljinem, swoim serdecznym przyjacielem. Po latach okazało się, że wielki mistrz sztangi z Kazachstanu nie tylko wtedy korzystał z dobrodziejstw dopingu więc złote medale, za igrzyska w Pekinie i Londynie (2012) mu odebrano. W tej sytuacji Kołecki zamiast srebra ma złoto. Jeden z największych talentów w historii tej dyscypliny spełnił więc swoje marzenie. Może nie w takich okolicznościach, w jakich by chciał, ale przechodzi do historii jako mistrz olimpijski.

Nie wszyscy wiedzą, że to tylko jedne ze sportowych marzeń Kołeckiego. Znam go od dawna, pisałem o nim jak był nastolatkiem i już wtedy dźwigał rekordowe ciężary. Chociażby 235 kg w podrzucie podczas mistrzostw Polski w Ciechanowie na kilka tygodni przed wylotem na igrzyska do Australii (2000). Gdyby w Sydney podrzucił dziesięć kilogramów mniej już wtedy miałby olimpijskie złoto, a tak złościł się, że ma „tylko” srebro.

Ale miało być o marzeniach. Pamiętam co Kołecki mówił o wyczynach strongmanów. Wierzył głęboko, że on też byłby w stanie dokonywać cudów, ale sport olimpijski rządził się jednak innymi prawami, więc został przy ciężarach. Później, gdy już skończył karierę przez cztery lata kierował PZPC, ale wciąż chodziło mu po głowie, by spróbować swych sił w sportach walki. 

Pełna treść artykułu na Polsatsport.pl >>