Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Nie były to niestety mistrzostwa, które na dłużej zostaną w pamięci. Tym bardziej, że mało kto je widział, nie pokazała ich telewizja. Czasy, gdy o zmaganiach bokserów amatorów dyskutowano w wielu polskich domach szybko nie wrócą.

To był rytuał. Niedziela, godz. 11.00: początek finałowych walk, których stawką było mistrzostwo Polski. A później prawdziwe ringowe wojny o których jeszcze po latach opowiadali ich naoczni świadkowie. Nie każdemu z wielkich mistrzów pięści udało się stanąć na najwyższym stopniu podium krajowego czempionatu. Marian Kasprzyk, złoty medalista igrzysk olimpijskich w Tokio (1964) i brązowy medalista z Rzymu (1960) nigdy tego nie zaznał. Raz przeszkodził pech, innym razem sędziowie, a przecież bokserem był wybitnym.

Dziś mistrzami Polski zostają pięściarze anonimowi, bez szans na międzynarodowy sukces. Tacy, którzy nie potrafią prawidłowo wyprowadzić lewego prostego, ale też i tacy, którzy nawet nie próbują go zadać. Tak jest od lat, więc nie dziwmy się, że na ostatnich igrzyskach w Londynie (2012) nie było żadnego Polaka, a ostatnim, który stanął na olimpijskim podium był Wojciech Bartnik prawie ćwierć wieku temu w Barcelonie (1992).

Zakończone w Szczecinie 86 MP w boksie olimpijskim niestety potwierdziły, że dyscyplina, która w historii polskiego sportu odegrała tak ważną rolę i dała tyle cennych medali w międzynarodowej rywalizacji wciąż jest w kryzysie. Dobrych walk było jak na lekarstwo, talentów z którymi można wiązać nadzieje na przyszłość jeszcze mniej. A przecież już za rok kolejne igrzyska, w Rio de Janeiro.

Pełna wersja tekstu na Polsatsport.pl >>