Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Binkowski

Krzysztof Zimnoch (16-0-1, 11 KO) nie będzie w sobotę w komfortowej sytuacji. Nie ma prawa przegrać w Wieliczce z Arturem Binkowskim (16-3-3, 11 KO), a jeśli nie pokona go przed czasem też będą go krytykować.Takie walki jak ta ze sportowego punktu widzenia nie mają większego sensu, ale budzą zainteresowanie, bo Art Binkowski, to kolorowa postać i wie jak podgrzewać takie widowiska.

Binkowski szokuje swoim językiem i bezpośredniością, ale to jest gra. On doskonale wie czego od niego chcą. Ludzie mają kupić bilety, włączyć telewizory by zobaczyć czy faktycznie, tak jak obiecuje da Zimnochowi w mordę, albo co gorzej, wpakuje go do trumny, bo i takie słowa również padały.

Poznałem go na igrzyskach w Sydney (2000). Miał wtedy 25 lat i pewność, że może pobić każdego. Nie bał się nikogo, co widziałem w jego oczach, ale na więcej niż ćwierćfinał to nie starczyło. Walkę o awans do strefy medalowej turnieju olimpijskiego przegrał w drugiej rundzie z solidnym Uzbekiem, Rustamem Saidowem.

Miał w sobie dużo uroku, szczerze opowiadał o sobie i swoim boksie. Nie miał złudzeń, zbyt dobrze znał Lennoxa Lewisa, którego podobnie jak jego boksu uczył Adrian Teodorescu, by sądzić, że może zrobić podobną karierę, ale gdyby zaistniała taka konieczność, biłby się też z nim. - Przed nikim nigdy nie pękałem - powtarza do dziś.

Cały tekst Janusza Pindery na Polsatsport.pl >>