Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Porażki starzejących się mistrzów są smutne, ale taka jest kolej losu. Tomasz Adamek jest właśnie kolejnym, który poczuł jej gorzki smak. Podczas Polsat Boxing Night III w Krakowie przegrał z Arturem Szpilką, który ten pojedynek rozegrał bardzo mądrze i dlatego wygrał.

Kiedy pięć lat temu w Łodzi podczas Polsat Boxing Night I byłem w szatni Andrzeja Gołoty po jego przegranej z Tomaszem Adamkiem zrozumiałem, jak bardzo musi boleć taka porażka. Pięściarz, który bił jak dzieciaka słynnego Riddicka Bowe, który dwukrotnie rzucał na deski Michaela Granta czy Johna Ruiza dostał straszne lanie od byłego mistrza wagi półciężkiej. Dla boksera wagi ciężkiej, to była ujma na honorze.

Teraz w Krakowie wszedłem do szatni Adamka, który uległ Szpilce. Jego porażka nie była tak dotkliwa jak tamta Gołoty, ale chyba nie mniej bolesna. "Góral", którego kilka dni wcześniej odwiedziłem podczas ostatnich treningów w Gilowicach po prostu nie dopuszczał myśli, że Artur może go pokonać, a jednak musiał uznać jego wyższość.

Adamka zawiodły nogi. Zwracałem na to uwagę w korespondencji z Gilowic do ostatniego Punchera. W rozmowie z Mateuszem Borkiem powiedziałem, że "Góral" wygląda na silnego, dobrze przygotowanego kondycyjnie, ale wolnego. Jego nogi są zbyt ciężkie, tak to chyba określiłem.

I tak właśnie było, a Szpilka perfekcyjnie to wykorzystał. To oczywiście nie był boks na światowym poziomie, ale nie ma co wybrzydzać. „Szpila” jest młody, może jeszcze wiele poprawić w swoim boksie, słowem ma przed sobą przyszłość. Nie mówię, że będzie mistrzem świata, bo to mało prawdopodobne, ale ma szanse wygrać jeszcze niejedną walkę.

Pełna treść artykułu Janusza Pindery na Polsatsport.pl >>