To był prawdziwy thriller. Anthony Joshua zatrzymał Władymira Kliczkę w 11 rundzie, ale niewiele brakowało, by sam przegrał przed czasem.

Takie walki, z takim ładunkiem emocji na trwałe zapisują się w historii boksu. Dwóch mistrzów olimpijskich z różnych epok, dwóch zawodowych mistrzów świata, były i aktualny, dwie wielkie osobowości tej dyscypliny w pojedynku, która wzbudza niebywałe zainteresowanie. Czegóż chcieć więcej? Do tego 90 tysięcy widzów na Wembley, transmisja sprzedana do ponad 140 krajów. Ten co napisał taki scenariusz musiał mieć wyobraźnie. Było przecież jak w filmie.

Ale to nie był film, choć zmienność akcji była filmowa. 41-letni, fantastycznie przygotowany do tego pojedynku Kliczko, i nieco spięty w pierwszych rundach Joshua.

Ale to on pierwszy posłał rywala na deski. Zrobił to w piątej rundzie i uniósł ręce w geście zwycięstwa: zdecydowanie zbyt wcześnie. Kliczko, który na deskach znalazł się pierwszy raz od 2005 roku, od pamiętnej wygranej z Samuelem Peterem w której leżał trzy razy, jeszcze w tym samym starciu mógł odwrócić losy walki, bo Joshua błyskawicznie tracił siły.

W następnej rundzie Kliczko dopiął swego: trafił długim prawym krzyżowym i na macie wylądował broniący mistrzowskiego pasa 27 letni Anglik. To były pierwsze deski w karierze Joshuy. W czasach amatorskich przegrał wprawdzie przed czasem z Rumunem Nistorem podczas ME w Ankarze (2011), ale wtedy był liczony na stojąco.

Pełna treść artykułu na Polsatsport.pl >>