Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

W sobotę Władimir Kliczko zmierzy się z Davidem Haye'em w starciu w wadze ciężkiej - najbardziej oczekiwanym od wielu lat, a przynajmniej od czasu, gdy na ringu rządził Lennox Lewis.

Pojedynek o tytuły WBO i IBF (należące do Ukraińca) oraz WBA (do Brytyjczyka) odbędzie się w Hamburgu, czyli zaledwie 360 km od Szczecina. Bilety jeszcze są, od 85 zł na koronie stadionu HSV do 24 tys. zł przy ringu, z pełnym wyszynkiem - bo w Niemczech tak właśnie wyglądają wielkie wydarzenia pięściarskie. Bardziej liczy się w nich show niż sport - kiedy z bratem Władimira Witalijem walczył Albert Sosnowski, wieczór w Gelsenkirchen składał się w sumie z trzech walk. Więcej czasu zajęły koncerty rockowe i występy satyryków niż boks. Wystylizowani kibice i ich towarzyszki z płyty stadionu głównie konsumowali przy wódeczce aż do pierwszego gongu walki wieczoru. W sobotę odbędą się zapewne cztery pojedynki, choć w zapowiedzi wieczoru jest ich jak zwykle więcej.

Pięściarzom oczywiście obojętne, ile boksu jest w ich wielkim wieczorze, bo i tak czekają na swoje w szatni - ale rozbijający rywali dekadę temu Lewis, do którego wzdychają Brytyjczycy, w takich okolicznościach nigdy nie walczył. Nigdy nie stanął na ringu w Niemczech. Bił się w USA i na Wyspach, gdzie - jak w Polsce - liczy się sport. Wieczór w Las Vegas, gdy Lewis zakończył karierę po pokonaniu Witalija Kliczki w 2003 r., składał się z siedmiu pojedynków. Słynny promotor Don King w USA organizował gale, w których bywało sześć pojedynków o tytuł mistrza świata. Takich, w których było pięć, zorganizował wiele.

Haye, choć sam niezły showman, pochodzi właśnie z tej części świata boksu, Władimir Kliczko z tej drugiej połówki. Lewisa Brytyjczycy wspominają jako mistrza najwspanialszego. Idealizują go, pytają o rady dla Haye'a. Mistrz mówi, że teraz waga ciężka jest słaba, w jego czasach było inaczej. Ale nie było.

Krytyka, że Lewis jest nudnym pięściarzem, że zabija wagę ciężką, była w jego czasach powszechna. Że dał się pokonać nieustabilizowanemu psychicznie Oliverowi McCallowi - to był fakt. W jednym z wywiadów z pięściarzem brytyjski dziennikarz pisze, że Lewis zdemolował Witalija Kliczkę - gdy tymczasem przegrał wszystkie rundy i od bardzo prawdopodobnej klęski uratowała go poważna kontuzja łuku brwiowego Ukraińca. Nawet na emeryturze Lewis przypomina żywy stereotyp karaibskiego luzaka (rodzice pochodzili z Jamajki), na leżaku w swojej rezydencji w Miami cieszy się słońcem i 150 mln dolarów zarobionymi na boksie.

Haye, jeśli rozbije Kliczkę, będzie więc bardziej ekscytującym pięściarzem w ringu i poza nim. Wystarczy wspomnieć, że jego prywatny odrzutowiec, którym w niedzielę odleciał z Londynu do Hamburga, wraca z Haye'em na pokładzie w niedzielę rano na wymarzony finał Wimbledonu, z niedawno poznanym kolegą Andym Murrayem (Murray jeszcze musiałby pokonać Kubota i wygrać w półfinale). Z wagą ciężką nie jest więc tak źle.

Brytyjczycy stoją murem za Haye'em. Lewis powtarza, że Kliczko ma przewagę fizyczną, przewagę siły ciosu, znakomitą technikę, a za sobą - świetną karierę amatorską. Ale przecież kluczem będzie szybkość, ruchliwość, serie ciosów - argumentuje były mistrz świata, zapominając, że Kliczko jak na dwa metry wzrostu jest bardzo ruchliwy i ma niezwykle szybkie ręce. Z kolei Ukrainiec jest przedstawiany jako człowiek lekko rozchwiany emocjonalnie.

W najpotężniejszym rynku medialnym świata, w poczytnym "Daily Telegraph" pojawił się wywiad, w którym Kliczko wspomina, jak był niszczony w szkole przez kolegów; opowiada, że mama nauczycielka wymagała od niego zbyt wiele w domu i że nienawidził tego, iż rodzina musiała w kółko podróżować za ojcem wojskowym - więc nigdzie nie czuł się jak w domu - i że sam był grzecznym chłopcem, który nigdy nikomu nie zrobił krzywdy.

Może nie jest twardy jak jego starszy brat, ale potrafi pokazać serce do walki. Dwukrotnie leżał na deskach po ciosach Samuela Petera, a jednak pokonał go w ich pierwszej walce - nie wspominając o łatwym zwycięstwie w drugiej. Brytyjczycy po prostu wolą nie pamiętać, że Kliczko w ringu nie jest i nigdy nie był grzecznym chłopcem.