Pod coraz większym znakiem zapytania stoi planowany na 8 lipca powrót na ring Tysona Fury'ego (25-0, 18 KO). Co gorsza może się okazać, że były mistrz świata wagi ciężkiej kolejną walkę stoczy dopiero pod koniec roku.

W zeszłym tygodniu miało odbyć się przesłuchanie dwumetrowca z Wilmslow przez brytyjską komisję do walki z dopingiem (UKAD) w sprawie podwyższonego poziomu nandrolonu stwierdzonego u Wyspiarza w lutym 2015 roku, jednak nie doszło ono do skutku. Bez pozytywnej opinii UKAD Fury nie odzyska bokserskiej licencji, którą utracił kilka miesięcy temu. 

Promotor pięściarza Frank Warren obawia się, że jeśli przesłuchanie nie zostało skasowane a jedynie przesunięte w czasie, to nie odbędzie się ono wcześniej niż w październiku. - Albo sprawa jest albo jej nie ma, dlaczego to się ciągnie od 2015 roku? - oburza się Warren. - Ktoś musi interweniować, może zrobi to minister sportu!

Zdaniem opiekuna Warrena działania UKAD mogą być "odwetem" za to, że zmagający się depresją Fury kilka miesięcy temu wygonił ze swojego domu przedstawicieli komisji antydopingowej. - On powiedział kilka głupich rzeczy, nie ma wątpliwości, ale oni nie powinni być do niego uprzedzeni w swoich sądach. Trzeba opierać się na faktach.

Tyson Fury po raz ostatni boksował w listopadzie 2015 roku, odbierając Władimirowi Kliczce pasy WBA, WBO i IBF. Brytyjczyk wszystkie tytuły stracił bez walki, a pod koniec 2016 roku w związku z depresją zawiesił swoją karierę.