Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Przy okazji wczorajszej ceremonii ważenia przed galą w Brooklynie w sieci ukazał się krótki wywiad z Adamem Kownackim, w którym amerykański reporter oznajmił, że "waga ciężka przeżywa rozkwit i wszyscy na nią patrzą".

Z uśmiechem wysłuchałem tego komunikatu, pamiętając, że kibice i eksperci zza Oceanu przez ostatnie lata jak mantrę powtarzali formułkę, że królewska dywizja jest w głębokim kryzysie. "Kryzys" nagle minął... Co się stało, że w przeciągu kilku miesięcy w ciężkiej dokonała się taka rewolucja? Czyżby pięściarzom solidarnie przybyło mocy i nauczyli się nowych "myczków"?

Nie ma co się łudzić - to "efekt Wildera" lekko wzmociony mistrzowskim pojedynkiem Bryanta Jenningsa z powracającym do Stanów Zjednoczonych Władimirem Kliczką. Właśnie dlatego (między innymi) pisałem przed styczniową walką dwumetrowca z Alabamy z Bermanem Stivernem, że kibicuję "Bronze Bomberowi". Chyba nikt z bokserskich kibiców nie ma wątpliwości, że to co się dzieje w USA determinuje ogólną opinię o pięściarstwie, dlatego jedna wygrana walka o pas sprawiła, że "waga ciężka rozkwitła".

Deontay Wilder otwarcie deklaruje, że chciałby szybko zmierzyć się w unifikacyjnym boju z Kliczką. Mam nadzieję, że opiekunowie czempiona WBC wykażą się większą troską o stan wagi ciężkiej i do starcia z "Dr Stalowym Młotem" nie będzie im tak spieszno. Niech nadal "wszyscy patrzą na wagę ciężką".