Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Ten rok jest dla boksu wyjątkowy, najlepszy od lat. Dla wagi ciężkiej również. A przecież to jeszcze nie koniec. Jesienna ramówka zapowiada się naprawdę ciekawie.

Szkoda tylko, że nie dojdzie do walki Deontaya Wildera z Luisem Ortizem. Najgorsze w tym wszystkim, że znów rozmywa się sprawa odpowiedzialności za doping. Kubańczyk będzie się teraz wybielał tłumacząc, że ma nadciśnienie, stąd obecność zakazanych środków, a łagodny wymiar kadry tylko to potwierdza.

Taka walka z dopingiem (a właściwie jej brak) prowadzi donikąd. My też mamy takie przykłady z własnego podwórka. Za chwilę (21 października w Wieliczce) zobaczymy w ringu Michała Cieślaka, któremu karę skracano dwukrotnie, wraca Aleksander Powietkin i nikogo to nie dziwi. Ale doping to temat na inne opowiadanie, dziś o tym co nas czeka.

4 listopada w Nowym Jorku Ortiza zastąpi Bermane Stiverne i bardzo prawdopodobne, że obraz pojedynku będzie podobny do tego co widzieliśmy w styczniu 2015 roku, gdy dwumetrowy atleta z Alabamy odebrał mu tytuł.

Dla urodzonego na Haiti Stiverne’a to chyba ostatnia szansa, by zaistnieć jeszcze w wielkiej grze i zarobić trochę pieniędzy. Wszystko zależy od tego, czy wytrzyma pełny dystans. Jeśli nie da się znokautować i stawi czoło Wilderowi, to z pewnością jeszcze zobaczymy go w kasowych pojedynkach. Faworytem będzie obrońca tytułu, co do tego nie mam wątpliwości. Mistrz WBC wagi ciężkiej ma więcej atutów niż się niektórym wydaje. I myślę, że jest w stanie pokonać Stiverne’a przed czasem.

Pełna treść artykułu na Polsatsport.pl >>