Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Anthony Joshua pokonał w Cardiff Josepha Parkera w stylu Władimira Kliczki. Nie szukał nokautu, wygrał z Nowozelandczykiem lewym prostym kontrolując przebieg pojedynku od początku do końca.

Joshua nie dał się wciągnąć w pułapkę, którą od początku zastawiał na niego Parker. Nowozelandczyk liczył na jego błąd w ataku i czekał na kontrę, ale Joshua, od soboty posiadacz pasów WBA, IBF, WBO (ma jeszcze IBO, ale to pas mniej ważny) konsekwentnie realizował własny plan. Ustawiał mianowicie rywala lewym prostym, od czasu do czasu bił prawym na korpus, a jak wpadali w klincz, to szukał okazji, by wyprowadzić prawy podbródkowy.

Przed tym pojedynkiem pisałem i mówiłem, że moim faworytem jest Joshua, ale liczyłem, że Parker podejmie jednak ryzyko i zrobi wszystko, by doprowadzić do ringowej wojny. Szczególnie w drugiej fazie walki, gdy chyba zrozumiał, że jego taktyka nie przynosi rezultatów. Nowozelandczyk nie jest małym ciężkim. To kawał chłopa, mierzy 193 cm, waży dobrze ponad 100 kg, jest silny i szybki, więc nie przekonuje mnie tłumaczenie, że nie mógł przedostać się do półdystansu. Po prostu zabrakło determinacji i wiary, że jest to możliwe. Owszem, sędzia ringowy szybko przerywał takie akcje, co nie wystawia mu dobrego świadectwa, ale w dużej mierze Parker może mieć pretensje do siebie.

Inna sprawa, to odpowiedź na pytanie, czy było go stać na sprawienie sensacji. Moim zdaniem nie. Jego ataki są schematyczne i łatwe do przewidzenia. Joshua bardzo dobrze sobie z nimi radził. Znacznie lepiej od Parkera czuł dystans, jego lewy prosty był skuteczniejszy. I nie miał najmniejszych problemów kondycyjnych, bo to on regulował tempo. A niska, jak na niego (109,9 kg) waga też miała tu duże znaczenie.

Pełna treść artykułu na Polsatsport.pl >>