Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

To będzie gorąca noc w Londynie. Anthony Joshua spróbuje odebrać mistrzowski pas IBF w wadze ciężkiej Charlesowi Martinowi, który ten tytuł zdobył w styczniu tego roku w Nowym Jorku. O2 Arena mieści prawie 20 tysięcy widzów. Wszystkie bilety na ten pojedynek sprzedały się w 90 sekund, co najlepiej świadczy o skali zainteresowania boksem na Wyspach Brytyjskich. 26 letni Anthony Joshua, choć jeszcze nie walczył o najwyższe trofea już jest tam gwiazdą. Olimpijskie złoto sprzed czterech lat, świetna promocja i 15 nokautów w 15 zawodowych walkach zrobiły swoje. A przy tym Joshua mierzy 198 cm, ma zasięg ramion 208 cm i prezentuje się jak gladiator. Jest modelowym atletą, który potrafi bić się w ringu. A przy tym ładnie się uśmiecha i potrafi coś powiedzieć w telewizyjnym studiu. Na razie wystarczy, teraz jednak nadchodzi godzina prawdy: pierwsza w karierze walka o mistrzowski tytuł należący do 30 letniego Charlesa Martina, podobnie jak on niepokonanego.

Amerykanin zdobył ten pas w styczniu tego roku, wygrywając w Nowym Jorku z Wiaczesławem Głazkowem. Ukrainiec doznał kontuzji kolana w trzeciej rundzie i tym samym wciąż niewiele wiemy o możliwościach "Księcia Karola". Rekord ma obiecujący (23-0-1, 21 KO), fizycznie wygląda solidnie, mierzy 196 cm i walczy z odwrotnej pozycji, ale z nikim liczącym się w tej kategorii jeszcze nie wygrał. Ci, którzy z nim sparowali twierdzą wprawdzie, że ma ciężkie ręce, że jest inteligentny i dość szybki, ale to za mało, by stawiać na niego w ciemno, w starciu z kimś tak utalentowanym, jak Joshua.

Walki Anglika miałem okazję komentować podczas ostatnich igrzysk. Spędziłem w Exel Arena sporo czasu, ale przyznam szczerze: Joshua imponował wtedy wyglądem, nie umiejętnościami. Widać było jednak, że ma ogromny potencjał, ale olimpijskie złoto dostał trochę na kredyt. Wygrane z Kubańczykiem Erislandy Savonem i w finale z Włochem Roberto Cammarelle budziły wątpliwości.

Ale dziś, to już zupełnie inny pięściarz: lepszy, silniejszy, bez porównania bardziej doświadczony, choć 32 rundy na zawodowych ringach, to niewiele. Tylko ostatni rywal, Dillian Whyte sprawił mu problem częstując potężną bombą w drugiej rundzie. Joshua zachwiał się, ale nie upadł i dość szybko, skutecznie odpowiedział. Walka skończyła się w siódmej rundzie kolejnym nokautem, Whyte został wyliczony. Ale ta sytuacja pokazała, że Joshua nie jest nietykalny. A przecież dopiero teraz zaczynają się dla niego schody i zobaczymy, jak je pokona. On sam nie ma wątpliwości, że sobie poradzi.

Pełna treść artykułu Janusza Pindery na Polsatsport.pl >>