Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Nie mam pojęcia, co jest w głowie Tysona Fury'ego, ale jego życie – upadki i wzloty – mogą być inspiracją dla milionów. Warto zarwać noc dla jego walki z Deontayem Wilderem – przekonuje Kamil Wolnicki, dziennikarz i felietonista „Przeglądu Sportowego”.

Szpital chciał wziąć od nas ciało dziecka, ja jednak grzecznie odmówiłem i wyjaśniłem, że nasza kultura nie przewiduje takiej możliwości i że zabieram dziecko do domu, żeby je pochować. Umieściłem chłopca w małej drewnianej skrzynce, w której dotąd trzymałem zegarek, zabrałem go do domu taty, znalazłem mu ustronne miejsce w ogródku i tam go pochowałem. Towarzyszyli mi tata i mój brat Shane. Co oczywiste, Paris przy tym nie było, bo to wszystko i tak było dla niej zbyt traumatyczne. Po policzkach płynęły mi łzy. Zmówiliśmy kilka modlitw, a potem na oznaczenie miejsca pochówku położyłem kamień nagrobny. To była jedna z najtrudniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek musiałem zrobić – to słowa Tysona Fury’ego. Czytałem je ostatnio w jego autobiografii, która ukazała się w Polsce pod tytułem „Bez maski”.

Książki momentami wstrząsającej. Zresztą zaczyna się ona od tego, jak pogrążony w depresji Tyson był właściwie zdecydowany, że zabije się jadąc swoim ferrari. Tylko on wie, jak pokonał problemy i ile go kosztowało, żeby znowu wrócić na szczyt. Nie mam pojęcia, co jest w głowie tego gościa, ale jego życie – upadki i wzloty – mogą być inspiracją dla milionów.

Jednocześnie ten sam facet, który pokazał twarz wrażliwego człowieka i bardzo kochającego męża, opowiada teraz, że wzmacnia szczękę liżąc... doczytajcie sobie co, a poziom testosteronu podnosi regularną masturbacją, zaś za kilka dni idzie „w tango z dziwkami” i wpada „w kokainowy cug”. Wariat, prawda? A jednak dla tego wariata ja i miliony innych ludzi zarwą noc z soboty na niedzielę. Nie tylko dla niego, ale również dla jego rywala, który nazywa się Deontay Wilder. Ten z kolei walczy dla córki, której lekarze nie dawali szans na przeżycie, ale dała radę, choć zmaga się z rozszczepem kręgosłupa.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>