Jarrell Miller (20-0-1, 18 KO) był umiarkowanie zadowolony ze swojej postawy we wczorajszej walce z Mariuszem Wachem (33-3, 17 KO). Polak w trakcie pojedynku doznał kontuzji prawej ręki, a jak się okazało Miller już przystępując do pojedynku miał już uszkodzony prawy łokieć.

- Trenowałem bardzo ciężko i muszę przyznać, że byłem trochę przetrenowany. Zgubiłem trochę wagi, ale nie wiem, czy nie za dużo. bo nie czułem takiej mocy, jak w poprzedniej walce. W trakcie przygotowań doznałem też kontuzji prawego łokcia. Każdy cios mnie bolał, ale taki jest boks. Zagryzasz zęby i boksujesz, nie narzekasz - mówi Miller.

-  Nikt nigdy nie wygląda dobrze w walce z Wachem, bo to twardy i niewygodny zawodnik. Kliczko nie wyglądał rewelacyjnie na jego tle, Powietkin też, ale ja zastopowałem go wcześniej niż oni. To na pewno dla mnie kolejne cenne doświadczenie. Teraz czeka mnie przerwa, muszę wyleczyć łokieć, a później wracam do treningów i będę pracował nad swoimi błędami - tłumaczy "Big Baby".

Dla Millera było to drugie tegoroczne zwycięstwo. W lipcu Amerykanin wygrał przed czasem z Geraldem Washingtonem.