Na 2 miliony dolarów wycenił straty swojego obozu Don King - promotor Bermane'a Stiverne'a (25-2-1, 21 KO), który 17 grudnia miał spotkać się w walce o pas WBC Interim wagi ciężkiej z Aleksandrem Powietkinem (31-1, 22 KO). Pojedynek ostatecznie nie doszedł do skutku, bo u Rosjanina wykryto zakazaną ostarynę.

- Stiverne był rozczarowany, stracił 1,5 miliona, a my dodatkowo straciliśmy pieniądze zainwestowane w przygotowania, około 300-400 tysięcy - szacuje słynny promotor w rozmowie z allboxing.ru. 

- Wyłożyliśmy pieniądze na treningi, loty, wizy dla całej ekipy, straciliśmy też pieniądze, które mieliśmy dostać po walce. Te wszystkie straty... to po prostu klęska. Nigdy nie da się przewidzieć, co się wydarzy z zaplanowanymi walkami, ale w tym wypadku to my jesteśmy ofiarami. Poważnie nas to dotknęło, finansowo i psychicznie - dodaje King.

Na razie nie wiadomo, jakie decyzje w związku z dopingową wpadką Powietkina podejmie federacja WBC. Niewykluczone, że Stiverne, który nie ze swojej winy nie stoczył walki eliminacyjnej, automatycznie otrzyma status oficjalnego challengera do mistrzowskiego tytułu należącego od 2015 roku do Deontaya Wildera (37-0, 36 KO). 

Grudniowe wydarzenia nie były pierwszym przypadkiem, gdy wskutek afery dopingowej skasowano pojedynek z udziałem zawodników Dona Kinga i opiekującego się Powietkinem Andrieja Riabińskiego. W 2014 roku po wpadce boksującego dla Kinga Guillermo Jonesa z walki z Panamczykiem wycofał się Denis Lebiediew. Wówczas Riabiński drogą sądową uzyskał od Kinga odszkodowanie wysokości 1,6 miliona dolarów.