Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Manny Pacquiao będzie w Makau zdecydowanym faworytem w pojedynku z Chrisem Algierim. Trudno uwierzyć, że może przegrać. "Duma Filipin" to ikona boksu, postać wyjątkowa. Człowiek, który pierwszy światowy tytuł zdobył w wadze muszej, a najwyżej zawędrował do junior średniej i też wygrał. To tak, jakby Henryk Średnicki, jedyny polski mistrz świata amatorów (51 kg), zmierzył się na pewnym etapie swojej kariery z Jerzym Rybickim (71 kg), ostatnim polskim złotym medalistą olimpijskim i go pokonał.

W Makau "Pacman" będzie bronił należącego do niego pasa WBO w wadze półśredniej. Dla niepokonanego na zawodowych ringach Chrisa Algieri, mistrza WBO w niższej kategorii (junior półśrednia), to największe wyzwanie w karierze, ale Amerykanin mający argentyńską krew w żyłach jest dobrej myśli. Od chwili, gdy pokonał Rusłana Prowodnikowa i odebrał mu pas mistrzowski jest przekonany, że z Mannym Pacquiao też sobie poradzi.

Nie chce mi się jednak w to wierzyć. Algieri ma wprawdzie przewagę 14 cm wzrostu, jest młodszy prawie sześć lat i nie zna jeszcze goryczy porażki, ale to nie są wystarczające argumenty, by na niego stawiać.

Tym bardziej, że Pacquiao w ostatniej, wygranej walce z Timothy Bradleyem prezentował się znakomicie. Owszem zawsze można wypomnieć mu chwilę nieuwagi i porażkę przez nokaut z Juanem Manuelem Marquezem, przypomnieć słabsze chwile w pierwszej, niesłusznie przegranej walce z Bradleyem, ale to wciąż za mało, by stawiać na byłego mistrza kickboxingu. 

Cały tekst Janusza Pindery przed walką Pacquiao - Algieri na Polsatsport.pl >>
Bezpośrednia transmisja z Makao od godz. 03.00 w Polsacie Sport