Podczas dzisiejszej konferencji prasowej w Hamburgu przed zaplanowaną na 6 września walką o pasy WBA, WBO i IBF wagi ciężkiej pomiędzy Władimirem Kliczką (62-3, 52 KO) i Kubratem Pulewem (20-0, 11 KO) doszło do spięcia między obozami pięściarzy w kwestii kontroli antydopingowej.

Pulew, który na mocy umowy między promującą go grupą Sauerland Event a telewizją ARD regularnie badany jest na obecność w jego organizmie niedozwolonych środków, zażądał, by Kliczko poddał się takim samym wyrywkowym kontrolom, zbliżonym swoją zasadą do tzw. "testów olimpijskich". - To nie w porządku, że nie przechodzisz tych samych testów co ja - oświadczył bułgarski challenger.

- Boksujemy według reguł niemieckiej federacji, a one przewidują kontrolę tylko po walce. Fakt, że już kilku pięściarzy zostało przyłapanych na dopingu, jest dowodem na to, że te testy działają - ripostował król wagi ciężkiej.

- Stajnia Sauerlanda próbuje zdyskredytowąć Władimira. To taka ich tradycja - skomentował żądania konkurencyjnej ekipy menadżer Kliczki Bernd Boente.