Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Rosjanin Siergiej Kowaliow ma 32 lata, trzy mistrzowskie tytuły w wadze półciężkiej i jedno ludzkie życie na sumieniu. Nic dziwnego, że się go boją.

Jako amator kariery wielkiej nie zrobił, za to na zawodowych ringach sieje terror. Z 27 wygranych pojedynków 24 rozstrzygnął przed czasem, a od jego ciosów padali na deski tak znani mistrzowie, jak Bernard Hopkins, Jean Pascal, Nathan Cleverly czy Ismaił Siłłach. Ten pierwszy, słynny „Kat” wytrwał do końcowego gongu dzięki swym niezwykłym umiejętnościom i niewiarygodnemu doświadczeniu, ale pozostali po tych ciosach nie byli już w stanie walczyć dalej. A jeden z nich, Roman Simakow, po przegranej walce z Kowaliowem w Jekatierinburgu cztery lata temu nie odzyskał przytomności i kilka dni później zmarł w szpitalu.

Dziś w wadze półciężkiej to właśnie Kowaliow jest królem, bo ma trzy pasy (WBA, IBF, WBO), ale nie brakuje takich, którzy twierdzą, że korona należy się Kanadyjczykowi urodzonemu na Haiti, Adonisowi Stevensonowi. Wcześniej, czy później dojdzie do ich pojedynku, ale na razie idą swoimi ścieżkami.

I jeszcze jedno, to Kowaliow wzbudza w swoich przeciwnikach strach, nie Stevenson. Tak, jak kiedyś Mike Tyson. Lennox Lewis wcale nie bił słabiej od „Bestii", ale to Amerykanina bano się bardziej.

Pełny tekst Janusza Pindery na Polsatsport.pl >>