Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Na jednego mieszkańca, jeden szeryf przypadał. Jeden szeryf na jednego mieszkańca – brzmiał refren znanego utworu, napisanego przez Wojciecha Młynarskiego, a wykonywanego niegdyś przez legendarny Kabaret Dudek. Może gdyby nasz wybitny tekściarz interesował się boksem, to dzisiaj, po kilkudziesięciu latach, zapewne z powodzeniem mógłby odświeżyć nieco swój zgrany już trochę klasyk, zmieniając odrobinę słowa:

Na jedną kategorię, dwóch mistrzów przypada, dwóch mistrzów na jedną kategorię.

Mógłby, gdyby przeanalizował dokładnie sytuację w uważanej za jedną z najbardziej prestiżowych federacji bokserskich - World Boxing Association.

Już na wstępie pragnę zaznaczyć, iż w poniższej analizie, nie odkryję zapewne zbyt wielu rzeczy, które wcześniej byłyby tajemnicą. Co więcej, ktoś bardziej obeznany w temacie, może z politowaniem spojrzeć na kolejną tyradę poświęconą postępującemu od lat upadkowi bokserskich federacji. Faktycznie trudno nie oprzeć się wrażeniu, iż zupełnie niezrozumiała dla przeciętnego kibica rzeczywistość, którą w ogromnej mierze stworzyli właśnie włodarze najważniejszych w tej dyscyplinie federacji, prędko nie zmieni się, nawet pomimo głośnych narzekań czy to fachowców, czy zwyczajnych fanów. Niemniej, jeżeli ktoś w ramach istniejącej już, trudnej do okiełznania rzeczywistości, tworzy jeszcze dodatkowo swój mały absurdalny światek - swój własny, prywatny Matrix – zadaniem osoby zainteresowanej tematem, próbującej opisywać te dosyć specyficzne realia, jest wejście do tej dziwacznej czasoprzestrzeni i przynajmniej podjęcie próby jej zdefiniowania. Sprawa jest skomplikowana, gdyż próżno szukać wyroczni, która mogłaby komuś takiemu pomóc w poruszaniu się po meandrach tego naszpikowanego pułapkami świata.

Taki absurd w absurdzie, swoisty Matrix, zdaje się kreować właśnie federacja WBA.

Cztery siostry

WBC, IBF, WBO i WBA są jak cztery siostry - wprawdzie majętne, popularne, to jednak niegrzeszące urodą. Dwie z nich – WBC i IBF – wszelkie niedostatki swojego wyglądu przynajmniej starają się, mniej lub bardziej umiejętnie, maskować. Trzecia z sióstr, WBO, to trochę takie dziecko z nieprawego łoża, po latach zaakceptowane i przygarnięte do rodziny. Do jej naturalnej brzydoty i mniejszych bądź większych grzeszków, wszyscy już chyba zdążyli przywyknąć, przez co jej kolejne przewinienia nie budzą już większego zdziwienia w towarzystwie. Trochę inaczej sytuacja wygląda w przypadku WBA – najstarszej z sióstr. W pewnym momencie dopadł ją najwyraźniej kryzys wieku średniego i co symptomatyczne dla tego stanu – zaczęła zachowywać się zupełnie nieadekwatnie do tego, co sobą reprezentuje. Niezbyt urodziwą i naznaczoną zmarszczkami twarz przyozdabia wyzywającym makijażem, uśmiecha się coraz częściej i coraz szerzej pomimo wyraźnych ubytków w uzębieniu, a do rażąco krzywych nóg, zakłada króciuteńkie mini. Następnie wyrusza w miasto w poszukiwaniu odpowiedniego partnera. Jeżeli się taki natrafia i spełnia jedno podstawowe kryterium – odpowiednio nabita kabza - nasza siostra oddaje mu się bez większych oporów. Oczywiście działa tu zasada obustronnej korzyści. Zarówno ona jak i on, zdają sobie świetnie sprawę z tego, że taki długotrwały związek, bądź nawet przelotny romans jest im obojgu potrzebny. Jeżeli potencjalny wybranek posiada bardzo wyrafinowany gust w doborze partnerek, to w zdecydowanej większości przypadków i tak decyduje się na taki a nie inny krok, zmysły estetyczne zostawiając na boku. To trochę takie zamknięte koło, z którego próżno szukać wyjścia. Można jednak domagać się przynajmniej przestrzegania podstawowych standardów.

WBA czyli jak to się robi

Patrząc na najnowsze rankingi federacji WBA, możemy łatwo policzyć (wliczając tytuły super czempionów, tymczasowe, regularne i tak zwane unified champion ), iż na tę chwilę, ów organizacja posiada łącznie 31 mistrzów na 17 kategorii wagowych, co daje nam średnią prawie dwóch mistrzów na jedną kategorię.... A ta liczba w najbliższym czasie może się zwiększyć. O ile tytuły tymczasowe, już dzisiaj specjalnie nikogo nie dziwią, to wprowadzenie tak zwanych pasów super czempiona i czempiona zunifikowanego (czyli mistrz WBA posiadający dodatkowo pas innej federacji) spowodowało już totalny miszmasz. Trudno doszukiwać się tutaj jakiś klarownych reguł: kim właściwie jest ów super czempion i jakim mechanizmom podlega. W skrócie wygląda to tak, iż ów pas dostają wybrankowie najbardziej atrakcyjni – z wyrobionym nazwiskiem, często ze sporym zapleczem finansowym, przy okazji robiąc miejsce tym mniej atrakcyjnym, aczkolwiek majętnym kandydatom. Co gorsza nie podejmuje się praktycznie żadnych działań, które mogłyby tę sytuację rozjaśnić – jest wręcz przeciwnie, poziom komplikacji, niejasności wzrasta z dnia na dzień.

Utrzymywanie jak największej liczby mistrzów, z biznesowego punktu widzenia, dla federacji jest jak najbardziej korzystne. Tak więc super czempion w kat. super średniej, Amerykanin Andre Ward i mistrz regularny tejże kategorii Dimitrij Sartison mogą sobie do woli egzystować niezależnie od siebie. W ringu, najprawdopodobniej nigdy się razem nie spotkają. Komicznie sytuacja przedstawia się także w kat. średniej, gdzie tytuł super czempiona dzierży Felix Sturm, tytuł mistrza tymczasowego należy do Gienadija Gołowkina, a pas regularny (nie wiedzieć czemu) jest w tej chwili nie obsadzony. Zgodnie z przepisami federacji, prawo do walki o wspomniany tytuł regularny powinien w pierwszej kolejności dostać posiadacz pasa interim (Gołowkin), jednak według informacji jakie napływają, to nie Kazach stanie do pojedynku o ten tytuł, a zajmujący odpowiednio drugą i trzecią pozycję w rankingu Kameruńczyk Hassan N'Dam N'Jikam i Gruzin Avtandil Khurtsidze. Tego typu przykładów z ostatnich miesięcy można by podać o wiele więcej. Chyba najjaskrawszym przypadkiem ignorowania własnych przepisów, były losy dzierżonego przez pochodzącego z Panamy – Guillermo Jonesa - pasa mistrzowskiego wagi cruiser. Jones pomimo prawie dwuletniej nieaktywności wciąż pozostaje w posiadaniu pasa i dopiero 2 października, będzie miał okazję obronić go po raz pierwszy. V-ce prezydent federacji WBA, Gilberto Mendoza Jr (notabene, również Panamczyk) tak oto niedawno skomentował tę sytuację:

Wiemy, że sytuacja jest dziwna, ale postanowiliśmy jednak dać szansę Guillermo. Zasłużył na to.

Wspaniałomyślność włodarzy jest więc większa niż wielu mogłoby się to wydawać. Z ulgą może w końcu też odetchnąć numer jeden rankingu cruiser WBA , Valery Brudov, dla którego federacja szykowała już chyba powoli - na otarcie łez - pas emerytowanego, wiecznego, oficjalnego pretendenta.

Podkreślę jeszcze raz: wymienione wyżej patologie nie są tylko i wyłącznie domeną WBA. Jednak o ile, możemy przyjąć, iż droga obrana przez wszystkie federacje zmierza ku kolejnemu stadium absurdu, to najstarsza ze wszystkich tych organizacji zdaje się być tutaj przodownikiem. Martwi szczególnie ciągłe rozmienianie na drobne i tak już nadszarpniętego pod kątem prestiżu, tytułu mistrza świata w boksie zawodowym. Mistrzostwo – jak w przypadku zdecydowanej większości dyscyplin sportowych – powinno być czymś, nie podlegającym rozkładowi na stany pośrednie. To trochę tak, jakby matka czwórki dziewcząt, dziewic, chcąc je jakoś specjalnie uhonorować zaczęła im nadawać tytuły, kolejno: dziewicy regularnej, super dziewicy, tymczasowej dziewicy i dziewicy zunifikowanej.

Być może  wkrótce inna federacja, zechce przejąc palmę pierwszeństwa i absurdalne sytuacje wokół WBA, nie zrobią już na nas większego wrażenia. Jednego możemy być pewni: ten bokserski Matrix będzie postępował i zagubionych w nim wędrowców - nawet mimowolnie - będzie przybywać.