- Jak się zdzwonimy, a przecież jestem z Arturem w stałym kontakcie, to doradzę mu, żeby zrobił badania neurologiczne i psychologiczne oraz odpoczął od boksu... Wiem, że lata uciekają, ale zdrowie jest ważniejsze niż wszystko inne - mówi w rozmowie z Interią Władysław Ćwierz, pierwszy trener Artura Szpilki (20-3, 15 KO), zszokowany stylem porażki swojego pupila.

Artur Gac, Interia: Nie mam żadnych wątpliwości, że oglądał pan walkę Artura Szpilki z Adamem Kownackim, zakończoną porażką "Szpili" przez techniczny nokaut w 4. rundzie.
Władysław Ćwierz, pierwszy trener Artura Szpilki w Górniku Wieliczka: A ja mam, bo oglądałem chyba inną walkę.

Jak to?
W ogóle nie poznawałem Szpilki. Myślałem, że pomyliłem gale. Byłem w szoku.

Wyczuwam w pana głosie absolutne zaskoczenie.
W pewnym momencie wręcz miałem wrażenie, jakby Artur prosił się "dokończ mnie, Adam". Tak, jakby już czekał na koniec. Nie było tej werwy. Dawniej przecież by się zerwał, nokdaun by go tylko rozdrażnił i skoczyłby rywalowi do gardła. A tu był, jakby zrezygnowany.

O co mogło chodzić?
Coś tam jest nie tak... Nie mówię, że pod względem fizycznym, bo od tej strony był ładnie przygotowany. Zbudował mięśnie brzucha, nie było na nim tłuszczu.

A więc psychika?
Trener Feliks "Papa" Stamm, z którym miałem okazję pracować, bez przerwy powtarzał: głowa, nogi, a dopiero na końcu ręce. Zawsze wszystko zaczyna się od głowy, w tym sensie, żeby tej głowy za wszelką cenę strzec, a nie wystawiać jej na obijanie. Zawsze mówiłem do chłopaków, do Artura też: głowa to wasz skarb, a broda to najważniejszy punkt. Jak sobie dacie je porozbijać, to później na chleb będziecie mówić "chlew". (...)

Wiem, że na kolejne pytanie odpowie mi pan szczerze, nawet gdyby Arturowi miało się to nie spodobać. Co teraz pan by mu radził? Długą przerwę, a może zakończenie kariery w trosce o swoje zdrowie?
W tej chwili jeszcze bym mu nie powiedział, co na sto procent powinien zrobić. Z jednego powodu: wrócił na ring po 18-miesięcznej przerwie, za nim dość poważna kontuzja ręki, co też mogło mieć jakiś wpływ na jego poczynania. Tu dobrym przykładem jest Michał Syrowatka, który doświadczył ciężkiego nokautu w walce z Rafałem Jackiewiczem. Wydawało się, że już po Syrowatce, a chłopak w sobotę w wielkim stylu zdobył pas na gali w Londynie, nokautując rywala.

Wierzy pan, że ze Szpilką może być podobnie?
Z tym, że Artur za bardzo nie jest odporny na ciosy. Jeszcze z czasów amatorskich pamiętam walkę z zawodnikiem z Afryki, na turnieju im. Feliksa Stamma, gdy był liczony przez sędziego i przegrał przed czasem. Było kilka sytuacji, które pokazały, że nie był takim twardzielem przy ciosach na brodę, jak mogłoby się wydawać. Jakby tego było mało, jeszcze podnosił brodę do góry, opuszczał ręce i boksował tak niebezpiecznie dla siebie, że nieraz aż miałem stracha. Tyle że wtedy nie miał takich przeciwników, jak teraz, na zawodowstwie.

W sobotę wystarczyło kilka mocnych ciosów, by walka zmierzała do szybkiego finału.
W dodatku Artur nie pada już od samego ciosu, tylko jakby się kładł, co wygląda bardzo niepokojąco i robi wrażenie na sędziach. Z Kownackim dał do zrozumienia, że trzeba go ratować. Jak się zdzwonimy, a przecież jestem z Arturem w stałym kontakcie, to doradzę mu, żeby zrobił badania neurologiczne i psychologiczne oraz odpoczął od boksu... Wiem, że lata uciekają, ale zdrowie jest ważniejsze niż wszystko inne.

Cała rozmowa z Władysławem Ćwierzem na Interia.pl >>