Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

- Ten ostatni rok był dla mnie najgorszy... Chociaż nie, gorzej było, jak siedziałem w więzieniu. Najważniejsze, że wracam. Dodatkowo ekscytuje mnie to, że walczę z dobrym przeciwnikiem - mówi "Przeglądowi Sportowemu" były pretendent do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej Artur Szpilka (20-2, 15 KO), który 25 lutego na gali Premier Boxing Champions w Birmingham zmierzy się z Dominikiem Breazealem (17-1, 15 KO).

25 lutego w Birmingham w Alabamie spotka się z Dominikiem Breazeale. Powiedział pan ostatnio, że to będzie „rok Artura Szpilki”. Na jakiej podstawie pan tak uważa?
Artur Szpilka: Wyleczyłem rękę i na razie nic mnie nie boli. Mogę uderzać z pełną siłą, a to wielki plus. To będzie mój rok! Poprzedni zmarnowałem. Przegrałem z Deontayem Wilderem, a później ciągle się leczyłem. Teraz wracam, chcę wygrać z Breazeale, później jeszcze jedna walka z wymagającym rywalem i może kolejne starcie o pas. Ale najpierw trzeba wygrać 25 lutego.

A jeśli się okaże, że po ciężkim nokaucie, który zafundował panu Wilder, został jakiś ślad?
Jedyne co mi zostało to zdjęcia z tamtej walki. To, co dalej, jest kwestią charakteru. Nie zmieniłem się. Zresztą, co ja będę gadał i obiecywał? Wszyscy zobaczą w ringu. W boksie nokauty się zdarzają. Przegrałem bitwę, ale nie wojnę. Walczę dalej.

Breazeale też ma czym uderzyć.
No i dobrze. Rywal jest silny, wysoki, przegrał, ale walczył dobrze z Anthonym Joshuą. A że jest silny? Uważam, że Breazeale jest zawodnikiem z pierwszej dziesiątki wagi ciężkiej.

Słyszałem, że się panu znudziła już Ameryka.
Wracam do kraju. W USA będę się przygotowywał do kolejnych pojedynków, ale w Polsce chcę zbudować dom. Podkreślam: „zbudować”, a nie kupić gotowy. Ma być dokładnie taki, o jakim marzymy z moją kobietą Kamilą. Spełnię kolejny cel w życiu. Wysiłek i praca pozwolą mi na to, o czym niektórzy nie mogą nawet marzyć. Jak mam nie być szczęśliwy? Ostatnie pół roku w tym moim życiu w Teksasie to trening, dom, trening... Wydaje mi się, że pomysł powrotu do Polski jest logiczny. Czas się ustatkować.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>