Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Zaledwie miesiąc wystarczył Arturowi Szpilce (20-2, 15 KO), żeby przytyć ponad 10 kilogramów. – Bigos, chleb z szynką, do tego tatar do oporu i były efekty - śmieje się polski pięściarz, który właśnie skończył kulinarne wakacje. - Czas się za siebie zabrać! - mówi Szpilka.

Niemal dokładnie dwa miesiące temu Artur Szpilka walczył z Deontayem Wilderem o pas mistrza świata wagi ciężkiej federacji WBC. Przegrał przed czasem, a później przyleciał do Polski na operację ręki. Po zabiegu został w kraju i... - I zacząłem jeść, bo z ręką w gipsie i tak nie mogłem trenować. Od lat nie mogłem sobie pozwolić na wiele potraw, a teraz wręcz przeciwnie. Bigos, chleb z szynką, do tego tatar do oporu. Przed walką z Wilderem ważyłem 105 kilogramów, a później w miesiąc złapałem ponad dziesięć kolejnych. Dzisiaj ważę 116 kg, ale w pewnym momencie było nawet o trzy więcej. To jeszcze nie jest rekord, bo po wyjściu z więzienia ważyłem 124 kilogramy! Byłem wtedy gruby jak nie wiem co, ale też silny - wspomina Szpilka.

Polski ciężki zapowiada jednak, że już skończył z dotychczasową dietą. - Jestem właśnie na badaniach krwi, żeby wszystko dokładnie sprawdzić. Zresztą, od pewnego czasu codziennie biegam po kilka kilometrów, robię przysiady, macham hantlami. Krótko mówiąc, zacząłem się ruszać. Trzeba się ogarniać i wracać do normalności - śmieje się Szpilka, który tak naprawdę tęskni przede wszystkim za możliwością normalnego trenowania. - Gdybym miał zdrową rękę, już bym normalnie trenował w USA. Tak naprawdę tylko na to czekam - mówi pięściarz z Wieliczki. Na razie jednak nie ma o tym mowy. "Szpila" wciąż ma rękę w gipsie i zostanie jeszcze jakiś czas w Polsce.

O boksie przeczytasz także na Eurosport.onet.pl >>