- Zadzwonili do mnie z pytaniem, czy chciałbym popracować z kimś takim, jak Artur Szpilka. Włączyłem komputer, obejrzałem jego walki i od razu się zgodziłem. Ten dzieciak potrafi walczyć. I chce się uczyć, będę to podkreślał na każdym kroku – opowiadał "Przeglądowi Sportowemu" Ronnie Shields, trener Artura Szpilki (20-2, 15 KO) przed walką Polaka z Deontayem Wilderem (36-0, 35 KO). Po porażce jest pewny jeszcze bardziej, że chce pracować ze "Szpilą". I że razem wezmą to, czego nie udało się w sobotę w Nowym Jorku – pas mistrza świata wagi ciężkiej.

Gdy Artur Szpilka wrócił ze szpitala do hotelu, powiedział mu pan w pierwszych słowach, że jest z niego dumny.
Ronnie Shields: Człowieku, ja jestem z niego bardzo dumny! Stoczył najlepszych osiem rund w całej karierze. Robił dokładnie to, co zaplanowaliśmy. Wszystko, bez żadnych błędów. W sporcie takim jak boks czasem zdarzają się jednak takie chwile, jak ta w dziewiątym starciu. Bum i cię nie ma. Tam popełnił błąd, odsłonił się w akcji, której staram się go oduczyć. A jednak uważam, że Artur pokazał wielkie możliwości. I w moich oczach wygrywał tę walkę na punkty, choć sędziowie widzieli to inaczej. On jeszcze dostanie szansę. Przecież w walce z Wilderem był tak bardzo blisko pasa, jak to możliwe.

Pasa jednak nie ma, za to Artur z hali trafił do szpitala. Wilder praktycznie nie kontrował w całej walce, ale jak już spróbował, to Szpilka padł.
Zdarza się, co mam panu powiedzieć? W tym sporcie sytuacja czasem zmienia się tak szybko, że trudno to dostrzec. Jesteś dobry albo i bardzo dobry, a za chwilę... wręcz przeciwnie, leżysz. Artur w tej walce był po obu stronach. Ale wie pan co? On wróci. I będzie lepszy niż kiedykolwiek wcześniej.

W szpitalu, stwierdził, że chciałby walczyć o pas IBF, który zdobył Charles Martin.
A dlaczego nie? On wróci, zobaczycie. Będzie pracować dalej, Artur będzie coraz lepszy i dojdzie tam, gdzie chce. Tylko teraz musi odpocząć. I przejść operację ręki, bo to naprawdę poważny problem, który ograniczał jego możliwości. Później rehabilitacja i czas z rodziną. I to musi potrwać, bo w ostatnich miesiącach pracował bardzo ciężko. Chciałbym, żeby wrócił do sali treningowej najwcześniej za trzy, albo i cztery miesiące. Ma czas, jest młody. A później ruszymy po to, czego nie udało się wziąć w sobotę – po mistrzowski pas. I go zdobędziemy.

Pełna treść rozmowy w "Przeglądzie Sportowym" >>