Artur Szpilka (20-2, 15 KO) w sobotę na gali w Nowym Jorku przegrał z Deontayem Wilderem, ale już myśli o ponownej walce o mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Tym razem Polak wziął na celownik świeżo upieczonego czempiona organizacji IBF Charlesa Martina (23-0-1, 21 KO).

- Chciałbym stoczyć jedną walkę na powrót, a potem zaatakować pas IBF. Zobaczymy co z tego wyjdzie, bo na razie to zostałem znokautowany i leżałem 30 sekund nieprzytomny. Nie pamiętam trzech ostatnich rund, było wesoło. Jakbym miał do czegoś to porównać, to do stanu przed operacją, kiedy zaszczepiają w was morfinę, odpływacie, potem się budzicie i nie wiecie co się z wami działo - wspomina Szpilka.

Pięściarz grupy Sferis KnockOut Promotions został w Nowym Jorku jeden dzień dłużej niż to początkowo planowano. Niedawny pretendent do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej zrealizował zalecenie lekarza, który w trosce o zdrowie "Szpili" poprosił o jeszcze jedną konsultację.

- Ogólnie nic się nie stało, dobrze się czuję. Jestem trochę opuchnięty, pierwszy raz w sumie. Mam rozbity łuk brwiowy, ale to po zderzeniu głową - ocenia swój stan zdrowia "Szpila", który na co dzień mieszka w Stafford w stanie Teksas.

- Trochę mam do siebie żal, bo wierzyłem w zwycięstwo, pełna wiara była też w narożniku. To jest jednak boks, w wadze ciężkiej jeden cios może wszystko odwrócić. Dziękuję kibicom, którzy przyszli na walkę i wspaniale mnie dokonywali. Lecę teraz do Polski zoperować rękę, odpocznę i wracam - mówi Szpilka w filmie opublikowanym na Facebooku.

http://www.youtube.com/watch?v=RYYx6YLNLBg