Dwa miesiące temu analizowałem na Po Gongu sytuację w polskiej wadze ciężkiej. To było po porażce Mariusza Wacha z Aleksandrem Powietkinem. Pisałem wtedy: "W królewskiej dywizji mamy kilku żołnierzy, ale nie każdy z nich jest gotowy jechać na wojnę."

W niedzielę rano (polskiego czasu) na wspomnianą wojnę wybiera się Artur Szpilka. Czy strach jest go tam wysyłać? Obawy zawsze są, bo przecież Polak nie będzie faworytem pojedynku z Wilderem. Jednak w przypadku Artura możemy być pewni jednego - chłopak nie pęknie na polu bitwy. W kilku pojedynkach pokazał, że ma charakter i serce do walki. Tych cech nie da się kupić na targu ani wytrenować. Przypomnę: w pojedynku z McClinem przez cztery rundy walczył ze złamaną szczęką, w obu walkach z Mollo leżał na deskach, ale wstawał i brał sprawy w swoje ręce. Nawet w przegranym starciu z Jenningsem do końca próbował zmienić obraz pojedynku.

Teraz zapowiada, że ma kilka planów na walkę z Wilderem, ale jeśli żadnego nie uda mu się zrealizować, to idzie na wojnę w myśl zasady: albo on albo ja. Podoba mi się takie podejście do tematu. Oczywiście pięściarze różne rzeczy opowiadają przed walkami, a później w ringu zapominają o swoich deklaracjach. Takich krzykaczy można wymieniać bez końca, ale w przypadku Szpilki jestem spokojny, że nie rzuca słów na wiatr. Gdybym był generałem, to chciałbym mieć takiego żołnierza w swojej armii.

Po zachowaniu Artura w ostatnich dniach widać, że nie przytłacza go atmosfera wielkiej walki. Wręcz przeciwnie, on z dnia na dzień jest coraz bardziej nakręcony. Dobrze się odnajduje w tej machinie promocyjnej, dlatego nie powinien wystraszyć się konfrontacji z Wilderem. Zresztą dwa lata temu podczas pojedynku z Jenningsem w Madison Square Garden zebrał spore doświadczenie, które teraz powinno zaprocentować. Wie już przecież jak smakuje atmosfera dużej gali.

Często pojawia się pytanie czy ta walka nie przyszła dla niego za wcześnie. Parę dni temu zapytałem o to pierwszego trenera Artura - Władysława Ćwierza, który stwierdził, że takie gdybanie nie ma sensu. "Raz byłoby za wcześnie, raz za późno" - powiedział. Dodał też, że Artur ma już trochę doświadczenia, więc niech się sprawdza. Podpisuję się pod tymi słowami. Oczywiście, że lepiej byłoby, gdyby Artur stoczył jeszcze jedną lub dwie trudniejsze bitwy i dopiero po takiej zaprawie pojechał na wojnę. Boks jest jednak biznesem i nie da się wszystkiego zaplanować pod linijkę. Pojawiła się kusząca oferta, więc z niej skorzystał.

Często się mówi, że walk o mistrzostwo świata się nie odrzuca. Nie do końca zgadzam się z tą wyświechtaną opinią. Jeśli przez dwa miesiące siedzisz na rybach i popijasz piwo i nagle dostajesz ofertę pojedynku o tytuł, która ma się odbyć za pięć dni, to naprawdę musisz ja wziąć w myśl zasady „walk o mistrzostwo się nie odrzuca”? Niech każdy z was sobie odpowie na to pytanie.

O boksie czytaj także na pogongu.wordpress.com >>

"Szpila" oczywiście nie był w takiej sytuacji. Miał czas na przygotowania, dlatego grzechem byłoby odrzucić taką ofertę. Wiadomo, że łatwiej byłoby sięgnąć po pas federacji IBF, ale do walki o ten tytuł wyznaczeni zostali Wiaczesław Głazkow i Charles Martin. Szkoda tylko, że Artur nie mógł w warunkach bojowych przetestować współpracy z trenerem Shieldsem, ale w tym momencie nie ma to już żadnego znaczenia. Najwyżej panowie będą się docierać na polu bitwy.

W tym tekście celowo mało miejsca poświęciłem Wilderowi, bo koń jaki jest, każdy widzi. Amerykanin jest wielkim chłopem, który ma tyle siły, że rękami mógłby wbijać gwoździe. Zmiatał z ringu wielu rywali i praktycznie nigdy nie był w sytuacji zagrożenia. Ma też dziury w obronie, które widać gołym okiem. Trzeba go tylko trafić…

Wydaje mi się, że Szpilka na konfrontacji z Wilderem może tylko zyskać. Chłopak ma dopiero 26 lat i nawet, jeśli przegra walkę o tytuł… Stop. W tym momencie nie ma sensu kreślić czarnego scenariusza. Artur potrafi zarazić optymizmem i mnie nim zaraził. Odkładam papierowe scenariusze i opinie ekspertów na bok i wierzę, że w niedzielę nad ranem ten były chuligan z Wieliczki na naszych oczach napisze nowy rozdział w historii polskiego boksu.