Ronnie Shields nie musi niepotrzebnie chwalić Artura Szpilki (17-1, 12 KO). Ma renomę, prowadzi pięściarzy, dzięki którym zarabia - od dawna - na bardzo dostatnie życie. Daję taki niecodzienny wstęp dlatego, że podczas naszej rozmowy o pierwszym sparingu “Szpili” w Houston, pod okiem nowego trenera… padały pod adresem Polaka tylko pochwały. Shieldsa znam ponad 15 lat, ale takiego go nie pamiętam…

Przemek Garczarczyk: Artur Szpilka po pierwszym sparingu… Nie walczył trzy miesiące.
Ronnie Shields: To było widać może przez pierwszą minutę. Później Artur walczył tak, jakby czytał moje myśli. Na pewnym poziomie pięściarz musi rozumieć, że trener stojąc w narożniku nie może mu podpowiadać każdego ciosu. Pięściarz musi to rozumieć sam, wybrać opcję najlepszą z możliwych. Przyznam się, że się nie spodziewałem, że tak szybko chłopak, który ma przecież tylko 26 lat, będzie to rozumiał. Byłem pod wrażeniem. Wielkim.

Dlaczego?
Bo Artur nie tylko słucha, czego go uczę. On się nie obawia zaraz tego spróbować. Spróbować czegoś zupełnie nowego, kiedy lecą ciosy, to umiejętność, którą ma niewielu. To charakter. Wszystko to widziałem na sparingu. Przede wszystkim wykorzystanie szybkości jego ciosu przy biciu ciosów podbródkowych. Ile jesteśmy razem - kilka dni? To wychwyciłem od razu, zaczęliśmy to trenować i wszystko, co trenowaliśmy, widziałem podczas sparingu. Bardzo ważne, żebyś to napisał - wielkie brawa dla poprzednich trenerów Artura. Przygotowali chłopaka, który nie ma słabych punktów, potrafi bardzo wiele. Znakomita robota, co widać choćby po jego dorobku - 17 zwycięstw, tylko jedna porażka… Ja niczego u niego nie muszę zmieniać, bo nie ma takiej potrzeby - ja tylko dodaję rzeczy, które pozwolą mu się nadal rozwijać. Widzę z jakim entuzjazmem podchodzi do każdego treningu, każdej nowej rzeczy, którą wspólnie robimy. Oczy Arturowi się święcą jak dzieciakowi w sklepie z zabawkami.

Ronnie - muszą być jakieś minusy.
Pewnie, że są, ale plusów jest tyle, że mógłbym mówić przez następne pół godziny. Minusy? Balans ciała, poruszanie głową w taki sposób, żeby rywal po jednej czy dwóch rundach nie wiedział dokładnie jak sie kiwasz. To wyższa szkoła pięściarska, ale jak się walczy w wadze ciężkiej, to musisz to umieć. Artur jest bardzo pewny swoich umiejętności - i bardzo dobrze - ale musi pamiętać, że rywal też potrafi walczyć. Że na wysokim, światowym poziomie, wszyscy trenują tak ciężko jak on, mają ringową inteligencję jak on, mają talent jak on. Że nie jest jedyny. Ja uważam, że Szpilka będzie walczył o najwyższe trofea, że może w przyszłości być pięściarzem za trudnym nawet dla takich zawodników jak Władymir Kliczko czy Deontay Wilder. Już dziś jest lepszy, niż myślałem, że będzie za pół roku albo dalej. Ma talent, chęć do pracy, rzadkie połączenie umiejętności, które będą wkrótce warte miliony. On nie marnuje ciosów. Nie ma niepotrzebnych uderzeń - każde gdzieś dochodzi. Rywal to czuje.

Normalnie powiedziałbym teraz, że takich pochwał nie zacytuję, bo zaraz Arturowi woda sodowa uderzy do głowy. Ale za dobrze pamiętam twarz i słowa Szpilki w Madison Square Garden, zaraz po walce z Bryantem Jenningsem. "Dostałem lekcję pokory".
Są porażki, które ludzi niszczą. Są porażki, które czynią sportowców wielkimi. Szpilka mógł się załamać, zdecydować, że ma talent, który pozwoli mu na dostatnie życie na ringach w Polsce - i nic więcej. Mógł się nie wychylać. Poszedł na całość. Ja chcę mieć tę pierwszą walkę Artura, w Chicago, za sobą. Wtedy ruszymy na całego. Jest stworzony do wielkich walk. Ale, żeby do nich dojść, każda następna musi być lepsza. Podróż na szczyt zaczynamy 24 kwietnia.