Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

- Chciałem wyjść rozszarpać rywali. Teraz patrzę na mistrzów i już wiem, dlaczego Władimir Kliczko traktuje przeciwników z takim szacunkiem. Sam kiedyś przegrał, stawiali na nim krzyżyk, gdy Lamon Brewster go wykończył. Przetrwał to i dziś jest mistrzem - mówi w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" Artur Szpilka (16-1, 12 KO).

Po porażce z Jenningsem zmalała pana pewność siebie?
Artur Szpilka:
Nie zmalała, ale może teraz zacznę szanować przeciwników. Może wreszcie dotrze do mnie, że powinienem robić to, co każe mi trener, a nie to, co ja sobie wmawiam. Sądziłem, że załatwię wszystko jedną akcją, lewym sierpowym. Mam nauczkę.

To są pana refleksje po dwóch miesiącach. A jakie myśli przychodziły panu do głowy podczas podróży powrotnej ze Stanów Zjednoczonych?
Pamiętam tylko połowę lotu, bo trochę się zresetowałem. Trzy lata nie piłem, wystarczył jeden drink i już byłem na bani. Złamałem swoje postanowienia, ale tak miałem zapisane, że jeśli przegram, to będę mógł się napić.

Ale gdy był pan jeszcze świadomy, to rozważał, że więcej niż nie będzie boksował?
Raczej nie, choć po przegranej walce różne rzeczy przychodzą do głowy. Przez pierwsze trzy tygodnie nie mogłem znaleźć sobie w domu miejsca. Miałem czas, by się zrelaksować, zastanowić i dojść do wniosku, że nie jest to moja życiowa przegrana, a pstryczek w nos: za zachowanie, podejście do przeciwników. Dzwoniłem do trenera, prosiłem o kolejny tydzień wolnego, bo jeszcze nie jestem gotowy. Pojechałem jednak na galę w Arłamowie, zobaczyłem jak koledzy boksują i znów tego zapragnąłem.

Nie szanuje pan rywali?
Nie szanowałem. Chciałem wyjść i ich rozszarpać. Teraz patrzę na mistrzów i już wiem, dlaczego Władimir Kliczko traktuje przeciwników z takim szacunkiem. Sam kiedyś przegrał, stawiali na nim krzyżyk, gdy Lamon Brewster go wykończył. Przetrwał to i dziś jest mistrzem.

Pan do porażek nie może być jednak przyzwyczajony. Jako dzieciak miał pan zeszyt, w którym wpisywał wszystkie walki: na 102 tylko dwie były przegrane.
Ale potem się zrewanżowałem tym, przez których zostałem pokonany. Liczę na to, że Bryanta Jenningsa też jeszcze pokonam.

Jak ten zeszyt powstawał?
Gdy chodziłem do 6. klasy podstawówki, to przeczytałem książkę Darka Michalczewskiego, którego fanem absolutnie nie jestem, wręcz przeciwnie...

I który mówi, że pan jest Natalią Siwiec polskiego boksu.
To Niemiec, dlatego w ogóle nie powinien się na ten temat wypowiadać! Wychodził pod niemiecką flagą, śpiewał ich hymn. Dla takich ludzi nie mam żadnego szacunku. Był to dobry bokser, ale w swoich czasach nie pokonał nikogo dobrego. Gdyby boksował z Royem Jonesem, to ten by go ośmieszył, zrobił z niego dzieciaka. Był chroniony, wszystkie walki miał u siebie, w Niemczech. Nie wiem, czy jest na jakimś cyklu, że mu tak odpiernicza.

Ma pan problem z opanowywaniem agresji?
Dziś już nie. Jest kilka osób, które wiadomo, że jak je spotkam, to jest ogień, ale na co dzień nie.

Jedną z nich pewnie jest Krzysztof Zimnoch, którego oficjalnie nazywa pan konfidentem.
Bo nim jest. Doniósł na psy (policję - dop.red), chłopak siedzi przez niego w wiezieniu. Są na to papiery. Ja mu tego nigdy nie przebaczę. Nawet najlepszy kolega stałby się moim wrogiem, gdyby kogoś sprzedał.

Dojdzie wreszcie do walki z Zimnochem?
Są przymiarki, by odbyła się w listopadzie na hali w Krakowie. Kasa się będzie zgadzać, to będzie walka. Wydaje mi się, że każdy chce ją zobaczyć. Nienawidzę go, będę robił wszystko, by go upokorzyć.

Pełna wersja rozmowy w "Przeglądzie Sportowym" >>

http://www.youtube.com/watch?v=BuySLm2R20w