Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

- Generalnie uważam, że postawa Artura Szpilki w walce z Bryantem Jenningsem była bardzo dobra. Polak pokazał serce do walki, charakter i nieustępliwość. Niestety, w szóstej rundzie dostał niefortunny cios w okolice żeber. Od tej pory widać było, że zaczyna słabnąć i trochę odpuszczać. (...) Zabrakło umiejętności i zmieniania rytmu. Amerykanin długo starał się Artura zamęczać, a nonszalanckie próby obrony Polaka przy liniach z opuszczoną gardą, wpłynęły na rezultat tego pojedynku - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską Albert Sosnowski, były pretendent do tytułu mistrza świata organizacji WBC.

- Artur Szpilka doznał pierwszej porażki na zawodowych ringach. Jak oceni pan jego postawę podczas sobotniego pojedynku z Bryantem Jenningsem?
Albert Sosnowski: Walka wiązała się z ogromnymi emocjami, bo obaj zawodnicy do tej pory byli niepokonani. Widać było, że Artur był przed tym pojedynkiem niesamowicie naładowany. W każdej wypowiedzi tryskał energią i pewnością siebie. Jeżeli chodzi o sam pojedynek, to Polak miał świetny początek. Pierwsze cztery rundy były w jego wykonaniu bardzo udane. Jennings wyraźnie nie mógł sobie poradzić z ruchliwością i szybkością Artura, który znakomicie poruszał się na nogach. Nie szukał bijatyki, ale starał się boksować. Niestety, w szóstej rundzie Polak dostał niefortunny cios w okolice żeber, a konkretnie w splot słoneczny. Od tej pory widać było, że zaczyna słabnąć i trochę odpuszczać. Wiedział, że pojedynek nie układa się po jego myśli. Mimo to, cały czas poruszał się w ringu. Wcześniej Artur zapowiadał, że jeżeli będzie przegrywał na punkty, poszuka nokautu. I rzeczywiście - podejmował ryzyko i walczył do końca. Na swoje nieszczęście - znowu się odsłonił. Zapomniał o ręce, która nie zawsze wracała u niego do gardy. W pewnym momencie Jennings wystrzelił sierpowym i odniósł zwycięstwo.

- Przed gongiem na ostatnią rundę Szpilka przegrywał u wszystkich sędziów sześcioma punktami - 82:88. Walka została przerwana przez sędziego na 41 sekund przed końcem 10. rundy. Pana zdaniem arbiter podjął słuszną decyzję?
Z jednej strony - mógł dać Arturowi szansę na dotrwanie do końca. Z drugiej - zdrowie jest najważniejsze. Gdyby sędzia pozwolił mu boksować do końca, to mogłoby się to skończyć dużo gorzej. Generalnie uważam jednak, że postawa Artura była bardzo dobra. Pokazał on serce do walki, charakter i nieustępliwość. Niestety, zabrakło umiejętności i zmieniania rytmu. Wyraźnie jednak widać było, że Jennings wyszedł na ring z dużym respektem. Na początku walczył trochę asekuracyjnie, ale jego długie ręce i presja, którą cały czas wywierał, pomogły mu wygrać walkę. Długo starał się Artura zamęczać, a nonszalanckie próby obrony Polaka przy liniach z opuszczoną gardą, wpłynęły na rezultat tego pojedynku.

- Po walce Jennings dał Arturowi kilka porad, mówiąc, że powinien on bić więcej kombinacji, częściej atakować na dół, wywierać w ringu większą presję i oczywiście popracować nad obroną. Dość dużo tych porad, jak na jedną walkę… Można coś do nich dodać?
Sztuka bokserska polega przede wszystkim na tym, że człowiek przez całą karierę uczy się bronić. Bo atakować - w lepszy lub gorszy sposób - potrafi każdy. Artur ma taki temperament, że lubi atakować i lubi sytuacje, w których to on nadaje tempo walki. Przed walką z Jenningsem wierzył w siłę swojej lewej ręki. Wcześniej kilka razy udowodnił, że jak dobrze trafi, to potrafi przeciwnika wywrócić. W wywiadach czytałem, że skupia się na precyzji. To dobre podejście, bo w boksie chodzi o to, żeby nie zadawać ciosów na oślep – wtedy niepotrzebnie traci się siły. Ciosy trzeba zadawać precyzyjnie i Artur podkreśla, że właśnie nad tym pracuje. Fizyczność Jenningsa była jednak dla niego za duża. Kolejna kwestia to zamieszanie z wizami - podróże i aklimatyzacja… Teraz, z perspektywy czasu, widać, że mogło to mieć wpływ na walkę. Podoba mi się to, że sam Artur nie szuka usprawiedliwień. Wyszedł do walki i przegrał, ale ma dopiero 24 lata. Wszystko jeszcze przed nim. Jest niedosyt i szkoda, że tak się stało, ale ta porażka na pewno da mu do myślenia. Wraz ze sztabem szkoleniowym wyciągnie wnioski i będzie wiedział, gdzie popełnił błędy. Bo faktycznie, do każdego elementu można mieć kilka uwag. Najważniejsze jednak, żeby te błędy znaleźć i wiedzieć, nad czym pracować przed kolejnymi startami.

- Wspomniał pan o tym, że Artur nie szukał po tej walce usprawiedliwień. W rozmowie z Przemkiem Garczarczykiem dla RingPolska.pl przyznał, że był słabszy, nie dojrzał jeszcze do walk o najwyższe cele i teraz na pewno spokornieje. Czy w związku z tym myśli pan, że ta porażka w dłuższej perspektywie wyjdzie mu na dobre?
Na pewno tak. Artur staje się coraz bardziej inteligentnym bokserem. Wie, na jaki sukces pracuje. Wie, z czym to się je, bo miał okazję zaprezentować się na dużej gali w Stanach Zjednoczonych - w walce wieczoru transmitowanej przez telewizję HBO. Na pewno podoba mu się cała ta sytuacja, ten splendor i zamieszanie wokół niego. Wie jednak, że marzenia musi odłożyć na trochę później. Teraz musi wyciągnąć wnioski i zająć się pracą. Mam nadzieję, że całe jego otoczenie pomoże mu powrócić na właściwe tory. Osobiście wierzę, że wróci jeszcze do walk na bardzo wysokim poziomie. I bardzo mu tego życzę.