Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

SzpilkaArtur Szpilka (8-0, 6 KO) nie przestaje zaskakiwać. Podczas sobotniej gali bokserskiej "Wojak Boxing Night" jego rywal przetrwał zaledwie trzy rundy. A przecież był nim Owen Beck (29-9, 20 KO), który w przeszłości walczył o mistrzostwo wagi ciężkiej z Nikołajem Wałujewem.

Tym razem pana walka trwała dłużej niż jedną rundę. Zawiedziony?
- Jest pewien niedosyt, ale tego się spodziewałem. Założenia były takie, by spokojnie zacząć, bo przecież Beck to bardzo doświadczony zawodnik. Liczyłem na to, że na mnie "poleci", ale tak się nie stało.

Mimo że walka skończyła się w trzeciej rundzie, to rywal był chyba jednak wytrzymały na ciosy?
- Zgadza się. Muszę przyznać, że jest naprawdę wytrzymały, bo raz przyjął potężny sierpowy. Zresztą w ogóle zebrał mnóstwo ciężkich ciosów i nawet zdziwiłem się, że stoi, ale chyba kilka tych moich uderzeń nie było czystych. Chciałem na siłę urwać mu głowę i kilka ciosów przestrzeliłem. Szkoda.

Do tej pory trafiali się panu "kelnerzy", a teraz rywalem był pretendent do tytułu mistrza świata?
- To był zawodnik, który w końcu coś potrafił. Nie ukrywam, że cieszę się, że ta walka tak wyszła. Mam nadzieję, że będę coraz odważniej prowadzony i będę walczyć z coraz mocniejszymi przeciwnikami. Chcę iść do przodu i nap... kolejnych rywali.

Tak naprawdę emocje przed pana walką zaczęły się już podczas ważenia?
- Ludzie mówią, że zachowałem się jak burak, ale nie wiedzą, jak wielkie emocje są w człowieku, kiedy staje na wadze. Ten, kto nie boksuje, nie zdaje sobie z tego sprawy, co czuje człowiek, kiedy patrzy w oczy rywala. On myślał, że mnie zleje, ale ja myślałem dokładnie to samo. W końcu nie wytrzymałem. Nie przejmuję się komentarzami ludzi. Robię swoje.


W piątek omal nie doszło miedzy wami do bójki, a w sobotę ściskaliście się na ringu?
- Tak. Po walce przeprosiłem go za piątkowe zachowanie. Do starcia jest dla mnie wrogiem, osobą, którą trzeba zniszczyć, ale po nim jest przyjacielem. Szkoda, że ludzie tego nie rozumieją.

Podobno przed walką miał pan problemy ze snem?
- Dokładnie. Nie spałem do trzeciej. Byłem straszliwie pobudzony. Wiedziałem, że to jest dobry zawodnik, więc żyłem tym pojedynkiem.

Zyskał pan coś po tej walce?

- Dała mi ona trochę doświadczenia. Pokazała na pewno, gdzie są jeszcze braki. Wiem, że jeszcze muszę dużo trenować, by osiągnąć coś w wadze ciężkiej.

Za trzy tygodnie kolejna walka w Stanach Zjednoczonych. Wystarczy, by odpocząć?
- Na pewno. Już jestem gotowy do treningów. Walka w końcu nie była męcząca.

W USA chyba dostanie pan łatwiejszego rywala?
- Raczej tak. Trener na pewno nie pozwoli na rywala równie doświadczonego jak Beck. Ja jednak szykuję się na lutową walkę w Las Vegas. Tam może będzie niespodzianka dla kibiców, jeżeli chodzi o mojego przeciwnika.

Po wyprawie za wielką wodę podda się pan operacji?
- Tak. Mam źle zrośniętą kość w lewej ręce i odczuwam przy uderzeniach tak, jakby prąd przez nią przechodził. To będzie zabieg kosmetyczny. Trzeba będzie spiłować kość i - jak zapewnił mnie lekarz - przerwa potrwa najwyżej miesiąc.

W Katowicach - wysłuchał Tomasz Kalemba, Onet Sport