Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Artur Szpilka

Lennoxa Lewisa poznałem dawno, w bo w 1994 roku w Atlantic City, kiedy przygotowywał się do walki z Philem Jacksonem. Wtedy w USA nikt nie traktował go serio, więc na 24 godziny przed pojedynkiem z 15 minut rozmowy zrobiła się godzina, poświecona rozmowie nie o boksie, tylko szachach i jego ukochanym reggae. Drugi raz mieliśmy okazję pogadać dużej kiedy był już gwiazdą, przed rewanżową  walką z Hasinem Rahmanem w kasynie Mandalay Bay w Las Vegas.  Lennox namawiał mnie, żebym "postawił wszystko co mam", że wygra przez nokaut przed ósmą rundą. Nie postawiłem, więc mi to na konferencji po ciężkim znokautowaniu Rahmana w czwartym starciu  zaraz wypomniał. Kiedy zdzwoniliśmy się tuż przed wylotem  Lennoxa z  Warszawy gdzie był  na gali Tomasza Babilońskiego, miało być o walce Mayweathera Jr. z Davidem Ortizem (Lennox dokładnie przewidział co się stanie w Las Vegas, stwierdzając, że "nie możesz zranić czegoś, czego nie możesz trafić"), a zeszło... na  Artura Szpilkę (7-0, 5 KO).

- Słyszę, że Polska ugościła cię po 24 latach znakomicie...
Lennox Lewis:
Wszystko jest pierwsza klasa. Pan Babiloński, cała ekipa 12round Knockout Promotions robiła wszystko, żebym czuł się dobrze. Nie miałem od tamtej mojej pierwszej wizyty żadnego boksersko-biznesowego  kontaktu z Polakami, nie licząc tego kilkudziesięciosekundowego w Atlantic City z Andrzejem Gołotą, więc nie za bardzo wiedziałem czego się spodziewać. Teraz chciałbym  przyjechać tutaj jeszcze raz. 

- Gościowi nie wypada mówić źle o gospodarzach?
LL:
Nie, dlaczego? Jakby coś było nie tak, zaraz byś to ode mnie usłyszał.  Ja zawsze mówię to co myślę.

- Jak już jesteśmy przy szczerych,  a nie tylko kurtuazyjnych wypowiedziach, to Andrzej Wasilewski, polski promotor mówił w wywiadach, że bardzo spodobał ci się Artur Szpilka. Przyznam, że potraktowałem to jako maksymalną kurtuazję, bo co ostatni niekwestionowany mistrz świata wagi ciężkiej może wiedzieć o polskim bokserze, który ma siedem walk w karierze?
LL:
Do pobytu na gali w Warszawie nie wiedziałem nic, masz rację. Wasilewski zaczął mi opowiadać o tym waszym talencie, nie wszystkie walki na gali były interesujące, więc poprosiłem go, żeby mi napisał jego nazwisko na kartce, wyjąłem  iPada, poszukałem wideo. Znalazłem i obejrzałem chyba ze trzy filmiki. I wtedy wiedziałem, że to czysty talent, który będę obserwował. Nie zmarnujcie go tylko. 

- Co przekonało cię do Szpilki?
LL:
Naturalność uderzenia, jego rytm w trakcie walki. Tego się nie nauczysz - to masz albo nie. Wytłumaczę: dla zdecydowanej większości pięściarzy świata, nawet tych z pierwszych dziesiątek rankingów, każde uderzenie to wynik jakiegoś przygotowania: ustawienie nóg, pozycja rąk, odległość od rywala. To wszystko  gdzieś tam się przerabia w głowie i wychodzi cios. Są tacy - jak Szpilka - którzy mają te elementy naturalnie, jakoś podświadomie zawsze są w takiej pozycji z której może wyjść bomba. To bezcenne w każdej kategorii wagowej, ale w ciężkiej nie do przecenienia. On to ma, to od razu widać i dlatego na ten temat chętnie rozmawiam.

- Jak Artur przeczyta te słowa, to woda sodowa mu uderzy do głowy...
LL:
... i jeśli tak się stanie, to znaczy, że się nie nadaje do boksu. Ja miałem takich kolegów, którzy bili na treningach dwa razy mocniej ode mnie i pewnie też więcej umieli, ale to ja jestem mistrzem świata, a ich nazwisk nikt nie zna. Bo nie mieli głowy do boksu. Ja wierzyłem w każdą krytykę, jeśli pochodziła od ludzi, których ceniłem. Jak  zaczynałem walczyć w Stanach, to się ze mnie śmiali w telewizji, że nie mam lewego prostego. Siedziałem przed telewizorem i tego słuchałem, oglądałem moje wygrane walki, ale patrzyłem tylko na mój lewy prosty. Zgadza się, trzeba poprawić, więc tylko nad tym pracowałem. Później było, że nie mam silnej szczęki, to było po porażce z McCallem, i łatwo padam. Więc poprosiłem HBO, żeby mi dali takiego, po które strzale padnę. Zrobiłem to dla siebie i dla nich, była walka z Shannonem Briggsem, który wtedy uchodził za bestię, niszczył wszystkich w pierwszych rundach. O co mi w tym wszystkim chodzi - zawsze musisz wiedzieć, że doskonały nigdy nie będziesz. Bez tego daj sobie spokój z marzeniami, będziesz tylko utalentowanym przeciętniakiem o który będą mówić, że mógł coś zrobić. Jest takie określenie w angielskim "wannabe" - to  jest tak naprawdę słowo obraźliwe, takiego przegranego, któremu  się wydaje, że tylko potencjał wystarczy do szczęścia. 

- Rada do Artura Szpilki, żeby tak się nie stało?
LL:
Nie tylko do niego, także do jego promotorów, trenerów. Dawajcie mu na treningach dwa razy lepszych  od niego. Niech go okładają przy zamkniętych drzwiach, bez kamer. A on niech wyciąga z tego wnioski. Szpilka to taki zakopany w piasku diament. Jak on sam nie będzie chciał zabłysnąć, wybić się, to ktoś kopnie ten diament, zakopie głębiej  i nikt nie będzie wiedział, że istniał. Brzmię jak kaznodzieja, ale ten dzieciak ma w sobie coś specjalnego. Nie ma w moich  słowach kurtuazji. Nazywam się Lennox Lewis, wiesz, że nie będę się ośmieszał i mówił publicznie rzeczy w które nie wierzę, tylko dlatego, że byłem na dobrej kolacji. 

Rozmawiał: Przemek Garczarczyk{jcomments on}