Andrzej Sołdra (11-2-1, 5 KO) przechodzi mozolną rehabilitację prawej nogi operowanej na skutek złamania kości strzałkowej, ale to nie wszystko, bo sądeczanina dopadła prawdziwa plaga urazów.

- Najważniejsze, że w sposób planowy przebiega rekonwalescencja prawej nogi. Nie powiem, że z dnia na dzień widzę zauważalne postępy, ale już z każdym tygodniem odczuwam poprawę - mówi 29-letni pięściarz grupy Konspol Babilon Promotion.

Sołdrę dopadł pech w możliwie najgorszym momencie późno rozpoczętej kariery zawodowej. 18 kwietnia na ringu w Legionowie sprzęgły się dwa nieszczęścia. Nie dość, że podopieczny trenera Piotra Wilczewskiego nieoczekiwanie był tłem dla silniejszego Jewgienija Machtejenki, to w drugiej rundzie tak niefortunnie wylądował na deskach ringu, że nabawił się paskudnej kontuzji.

Dwa tygodnie temu, na półmetku rehabilitacji, boksujący w kat. superśredniej pięściarz wreszcie mógł rzucić kule w kąt. - Momentami wyglądam jak małe dziecko, które jest na etapie nauki chodzenia. Niestety, kilkutygodniowe unieruchomienie nogi spowodowało przykurcze mięśni i ścięgien, dlatego trzeba było zacząć wszystko niemal od nowa - tłumaczy sportowiec.

Jakby tego było mało, od chodzenia o kulach pięściarzowi odnowiły się kontuzje obu rąk, czyli wynikający z przeciążeń tzw. łokieć tenisisty, a ponadto dokucza mu uraz barku. - Korzystając z okazji, że jestem "uziemiony", przechodzę gruntowny remont całego ciała. To najlepszy moment na stosowanie zastrzyków, maści i poddawanie się masażom - mówi sądeczanin.

Pełna treść artykułu w "Dzieniku Polskim" >>