18 lat temu w Atlantic City, Danell "Doc" Nicholson, były amerykańskim olimpijczyk, walczył z innym, tym razem polskim olimpijczykiem, Andrzejem Gołotą. Wieczór był sygnowany hasłem "Noc młodych ciężkich", a na rewanż, Nicholsonowi przyszło czekać aż do tego roku. Może nie rewanż w 100 procentach tego słowa, ale przynajmniej na spotkanie w ringu. "Doc", doskonale znany polskim kibicom z trenowania nie tylko Mike Mollo w walkach z Arturem Szpilką, ale także z wizyt w Polsce z byłym mistrzem świata Oliverem McCallem, nie sądził, że jeszcze spotka się z Andrzejem. W każdym razie nie mając rękawice na dłoniach...

- Wielki powrót, Doc?
Danell Nicholson: Nawet o tym nie myślę, ostatni raz walczyłem ponad dekadę temu z Władymirem Kliczką. Trochę już zacząłem się ruszać, ale nawet się nie pytaj, ile będę ważył. Będę ważył tyle, ile będę ważył. Czyli tyle, żeby dobrze się czuć na ringu.

- Walczyłeś kiedyś w pojedynku pokazowym? Tyle lat, całe życie w ringu - podobnie jak Andrzej: czy organizm będzie wiedział, że to nie jest na 100 procent serio? Cios jest cios.
Jakieś tam walki pokazowe, w alejce, żeby kumplom coś udowodnić, pewnie były... (śmiech). Poważnie to nie, ale damy sobie radę. Polacy chcą Gołotę uhonorować i to dobrze. A jak Andrzejowi do głowy jakieś pomysły przyjdą, to przecież wiesz, że ja się nie cofnę. Będzie fajny wieczór boksu starych, przepraszam starszych, championów. Tak do tego podchodzę.

- Z Oliver McCallem w narożniku? Ale chyba jak nie team z wolnej amerykanki, że jeden wskakuje, a drugi odpoczywa?
Niegłupi pomysł, ale nie, Oliver też będzie gościem, słyszę, że też będzie honorowany. Byłem w jego narożniku, w jednym roku zdobyliśmy tytuł mistrza świata, więc pasuje. Na Andrzeja potrenujemy razem, bo ma walkę w listopadzie w Kanadzie. Do 28 października jest sporo czasu, będę gotowy. Spieszyć się nie wolno, bo organizm zwariuje co ja robię...