Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Ryszard Opiatowski: Panie Andrzeju, jak się podobała kilkudniowa wizyta w Polsce? Wszędzie ludzie witali pana i żonę Mariolę brawami, wyrażali się z szacunkiem. Zaskoczony?
Andrzej Gołota: To nie moja wina. Ale było to bardzo ciekawe przeżycie. Odwiedziłem dwie szkoły, więzienie, areszt, szpital dziecięcy, byłem gościem na gali boksu organizowanej przez Marcina Najmana. To był prawdziwy boks, bardzo ciekawy. Widziałem spore zaangażowanie u zawodników. To był prawdziwy duch walki. Jak mnie jeszcze kiedyś zaproszą, to chętnie przylecę.

Duże wrażenie zrobił pan podczas wizyty w więzieniu. Osadzeni nie mieli obaw, by zadawać trudne pytania, między innymi o porażki z Riddickiem Bowe i o zejście z ringu w walce z Mike'm Tysonem. Jak to było?
Więzienie? Spore przeżycie. Powiedziałem im, że nie powinni tam być, że każdy dzień za karatami jest dniem straconym. A moje walki? Tyson uderzał głową, rozbił mi łuk brwiowy, sędzia nie reagował, z góry byłem skazany na porażkę. Natomiast podczas pojedynku z Bowe od szóstej rundy nie wiedziałem co się dzieje. Trochę zawaliłem, bo w piątej rundzie on padł na ring po ciosie, złapał mnie za nogi i trzymał. Sędzia traktował to jako kontakt i nie liczył. Dopiero po paru sekundach zaczął. Gdybym był mądrzejszy, to bym się wyrwał.

Jaka jest pana największa porażka?
Walka z Lennoxem Lewisem była jedną z moich większych porażek. Trenowałem bardzo intensywnie i przez to się przetrenowałem. Wszystkie kontuzje, które złapałem podczas treningu, rozwinęły się przed tym pojedynkiem, dlatego w ringu nie byłem sobą. Spuchło mi kolano, trzeba było wyciągać z niego wodę, musiałem przerwać treningi na tydzień.

Dlaczego więc zdecydował się pan wyjść na ring?
Była szansa na zdobycie pasa i chciałem ją wykorzystać. Takiej okazji nie wypuszcza się z rąk. Trzy i pół miesiąca szykowałem się do tego pojedynku i mimo kontuzji chciałem spróbować.

Miał pan idola, gdy zaczynał boksować?
Był nim Muhammad Ali. Ciężko było zrozumieć jego styl walki, był nieprzewidywalny i nie do podrobienia. Każdy chciał boksować tak jak on.

Co pan zwykle czuł, stojąc w ringu i czekając na rozpoczęcie walki?
To było najgorsze, co może być. Tysiące myśli kłębiło się w głowie: czy wyląduję w szpitalu, czy będę lepszy od rywala. To największy stres, jaki może być. Ciarki przechodziły przez ciało wiele razy.

Promotorzy bokserscy dzwonią, namawiają do powrotu na ring?
Próbują zdobyć mój numer telefonu, ale nie ci którzy powinni. Nie jestem przekonany co robić w najbliższym czasie.

Kariera już definitywnie zakończona? Ogłosi pan to?
 Tu nie ma co ogłaszać, skoro nie potrafię wygrać nawet z Saletą czy Adamkiem.

Pełna wersja rozmowy z Gołotą w "Przeglądzie Sportowym" >>