Na zawodowe ringi wracają Andrzej Fonfara i Mariusz Wach. Zobaczymy z jakim skutkiem. Informacje o tych powrotach są wiarygodne, w najbliższy wtorek w Lipsku konferencja prasowa przed walką Wacha z Erkanem Teperem (18 marca). Pierwszy wróci jednak Fonfara, 4 marca w Nowym Jorku, na znakomicie zapowiadającej się gali podczas której ten najważniejszy pojedynek stoczą mistrzowie wagi półśredniej Keith Thurman z Dannym Garcią.

Rywalem Andrzeja Fonfary (28-4, 16 KO) będzie dobrze znany Chad Dawson (34-4, 19 KO), niegdyś wiodąca postać wagi półciężkiej. W 2007 roku Amerykanin odebrał na Florydzie pas WBC Tomaszowi Adamkowi i wydawało się, że będzie rządził długo. Dziś to jednak już nieco zapomniany mistrz. Bilans ma wciąż niezły, lista nazwisk tych których pokonał też robi wrażenie, ale wystarczy obejrzeć jak znokautował go Adonis Stevenson, czy też jakie lanie wcześniej sprawił mu Andre Ward, by zrozumieć, że bliższe prawdy jest chyba stwierdzenie, że 34-letni Dawson najlepsze czasy ma już za sobą. Ale jeśli pokona Fonfarę, to kto wie, może jeszcze przedłuży karierę, może dostanie jeszcze jedną wielką szansę...

Dla 29-letniego Polaka, który zmienił otoczenie i trenuje pod okiem Virgila Huntera w Kalifornii stawka jest chyba jeszcze wyższa. Po twardej, choć przegranej walce ze Stevensonem w 2014 roku, gdzie wprawdzie dwa razy był liczony, ale mistrza świata miał na deskach, po efektownej wygranej z Julio Chavezem Jr w następnym roku, po obfitującym w rekordowe ilości ciosów pojedynku z Walijczykiem Nathanem Cleverlym sześć miesięcy później był już bardzo blisko milionowych honorariów. Ale wystarczył jeden błąd w starciu z niedocenianym Joe Smithem Jr w czerwcu minionego roku, by marzenia o wielkich walkach prysły jak mydlana bańka.

Cały tekst Janusza Pindery na Polsatsport.pl >>