W tym roku wszedł pan na ring tylko raz. Kiedy następna walka?
Andrzej Fonfara: W grudniu albo w styczniu 2017 roku. Chciałbym stoczyć pojedynek przed Bożym Narodzeniem, a potem mieć wolne. Być może zorganizujemy swoją galę w Chicago, ale to nic pewnego, zawsze może się trafić walka w Kalifornii albo w Las Vegas. Jeśli jednak wejdę na ring po Nowym Roku, powinienem dostać silniejszego i bardziej znanego rywala, a zwycięstwo powinno mnie przybliżyć do rewanżu z Adonisem Stevensonem (mistrz świata WBC – przyp. red.). Wtedy trzeba będzie zacisnąć pasa w święta. Na razie ciężko trenuję i czekam.
 
Kilka tygodni temu wyleciał pan z Chicago i zaczął pracę z nowym trenerem Virgilem Hunterem. Widzi już pan efekty?
Zacznę od treningów kondycyjno-wytrzymałościowych. Pracuję z dwoma trenerami – Edem „Jackiem” Jacksonem i Tonym Bradym, który przygotowuje też Andre Warda, a opiekował się również Amirem Khanem i Andre Berto. Tony wyciska ze mnie siódme poty i mówi, że to dopiero początek. Obaj trenerzy dają mi popalić, ale dzięki temu czuję się mocniejszy. Z Edem pracowałem już kiedyś w Houston, lecz po trzech tygodniach wracałem do Chicago i musiałem kontrolować wytrzymałość samemu. Teraz jest inaczej, treningi są inne. Korzystam z dobrej infrastruktury ośrodka, sporo pływam. Do Hayward z Union City, gdzie mieszkam z żoną Justyną i synkiem Leonardem, jadę autem dwadzieścia minut.
 
Ma już pan za sobą sparing z Andre Wardem, który 19 listopada w Las Vegas spróbuje odebrać Siergiejowi Kowaliowowi pasy IBF, WBA i WBO kategorii półciężkiej. Pojedynek będzie szóstym pokazywanym w tym roku w pay-per-view. HBO reklamuje go jako ten, który wyłoni najlepszego boksera świata bez podziału na wagi.
Cieszę się, na pewno trochę pomogę Wardowi. Andre rozpoczął ode mnie, przeboksowaliśmy trzy rundy. Potem przyszła kolej na innych. Tak naprawdę był to mój pierwszy sparing od ostatniej walki. Od wtorku mam boksować z Wardem częściej, dłużej i mocniej. Pierwszy sparing poszedł fajnie, Andre i Virgil byli zadowoleni. W ogóle skład w sali treningowej jest niezły. Trenują tu też Mike Perez i Peter Quillin, niebawem ma dołączyć Andre Berto.
 
32-letniego Warda „The Ring” klasyfikuje na czwartym, a ESPN na piątym miejscu w rankingu bez podziału na kategorie. Jego poziom rzeczywiście jest kosmiczny?
Andre jest szybki, świetnie pracuje nogami, wyprowadza kombinacje ciosów, bije szybko i pomysłowo, dużo widzi. Przebieg sparingu jest tajemnicą, ale mogę powiedzieć, że nie dałem sobie zrobić krzywdy. Będziemy ćwiczyć jeszcze przez trzy tygodnie. Mam sparować z Andre, pewnie polecę z ekipą do Las Vegas i będę na walce z Kowaliowem. Już po trzech rundach wiem, że wyniosę bardzo pożyteczną naukę. Być może ten najwyższy poziom nie jest wcale tak daleko.
 
Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>