Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Gdy przylatywał do Stanów ważył 66 kilo. Dziś w okresie wolnym od startów osiąga 32 kilogramy więcej i - jak zauważył w Barclays Center Mateusz Borek - jest jednym z lepiej ubranych pięściarzy globu. Niespełna 5 lat temu walczył za dolara, teraz odrzuca milionkrotnie wyższe oferty. Najlepiej zarabiający polski pięściarz. Pierwszy, który związał się kontraktem z Alem Haymonem. Kontraktem gwarantującym nie mniej niż 600 tys. dolarów za walkę.

Zdarza Ci się jeszcze paradować po Krakowie w barwach Legii?
Andrzej Fonfara: Już nie, dostałem nauczkę. (śmiech) To były czasy kadetów. 2002, może 2003 rok. Pojechaliśmy do Krakowa na turniej Złotej Rękawicy - ja, mój brat, trener Łukasz Landowski i dwóch kolejnych zawodników. Chwilę wcześniej Marek (starszy brat Fonfary, obecnie jego menadżer - przyp. HK) zasponsorował nam bluzy. Boksowaliśmy wtedy w Legii, na Fortach Bema, i były to stroje z wizerunkiem tego klubu. Po turnieju wracamy do hotelu. Wszyscy są głodni i padła propozycja, żebyśmy zatrzymali się po drodze coś zjeść lub chociaż zrobić jakieś zakupy. Brat przewidział konsekwencje i próbował przetłumaczyć Łukaszowi, że - zważywszy na nasz ubiór - to raczej kiepski pomysł. Nie chciał słuchać. Zajechaliśmy do Auchan, niby na pięć minut. Wszyscy jednak szybko zapomnieli o tym, że mieliśmy się pospieszyć i zaczęli rozwlekle kręcić się przy półkach. Ludzie dziwnie się na nas patrzyli, w tym dwóch kibiców Wisły, którzy nagle wybiegli ze sklepu i polecieli po posiłki. Minęło kilkanaście minut i przed galerią zgromadziło się pięćdziesiąt nieprzyjaźnie nastawionych twarzy. Byliśmy akurat w aptece, tuż przy wyjściu. Tamci dwaj zaprosili nas na zewnątrz, bo "trzeba wyjaśnić sprawę". Zrobiło się gorąco, interweniowała ochrona. Dobrze, bo nie dam gwarancji, ze byśmy sobie poradzili. Ochroniarzy było z dziesięciu, byli naprawdę dobrze zorganizowani. Gdyby obiektu pilnował jakiś cieć, prawdopodobnie nigdy byśmy stamtąd nie wyszli. Ochroniarze w kordonie doprowadzili nas do samochodu. Zamiast kopów, skończyło się na epitetach.

Twój trener powtarza, że dla kibiców jesteś bardziej ekscytujący niż przewidywalny i nudny "Money".
Mayweather to mistrz, jest świetny. Czy nudny? Taki ma styl. Ja lubię troszeczkę się pobić.

"Być mistrzem w kategorii półciężkiej, to jak zostać wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych" - ilustruje Al Bernstein w filmie "Mistrzowie".
Dzisiaj dywizja do 175 funtów jest bardzo, bardzo mocno obsadzona. Każdy zawodnik z czołowej dziesiątki dysponuje nokautującym uderzeniem. Każdy imponuje techniką. Mogą odgrażać się przed kamerami, ale tak naprawdę jeden drugiego w jakimś stopniu się obawia. Dlatego właśnie nasze zestawienia są tak elektryzujące. Wysoki poziom sportowy determinuje popularność wagi półciężkiej w Stanach. Ta stale rośnie.

Sam Colona mawia: "Team work makes a dream work". Na Twoje sukcesy pracuje cały klan Fonfarów. Starszy brat jest Twoim menadżerem, kuzyn Maciej odpowiada w zespole za public relations, tata regularnie dogląda treningów. Przegoniłeś konkurencję, również polską, dzięki wspólnej pracy swojego teamu?
Boks nieustannie wiąże się z ryzykiem. To nie piłka nożna. Tu gdy złapiesz kontuzję lub źle się poczujesz nie poprosisz o zmianę. Piłkarz wróci po tygodniu do gry z czystą kartą, a pięściarz może nie dostać drugiej szansy. Dlatego tak ważne jest, żeby ludzie z twojego otoczenia byli w stanie przygotować cię na konkretny moment. Boks to jedynie pozornie indywidualny sport. Brat, rodzice - oni zawsze wspierali, wierzyli we mnie. Z tego miejsca chcę podziękować im i całej drużynie. Trenerom: Samowi, Bogdanowi Maciejczykowi. Bez nich nie byłbym tym samym zawodnikiem. Team Fonfara będzie dalej szedł do przodu i nadal wygrywał.

Pełna rozmowa z Andrzejem Fonfarą na Prawyprosty.com >>