Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


- Wiem co mój długoletni przyjaciel Yvon Michel powiedział. Teraz trzeba usiąść do stołu, porozmawiać na spokojnie. To wielka sprawa, kolejna walka o tytuł WBC, rewanż ze Stevensonem, którego Andrzej bardzo chciał. Tego nie załatwia się jednym telefonem - mówi Leon Margules, promotor Andrzeja Fonfary (26-3, 15 KO), najbliższy współpracownik wszechmocnego Ala Haymona, mówiąc o propozycji rewanżowej walki o tytuł mistrza świata WBC z Adonisem Stevensonem. Margules szczerze opowiada o swoim pierwszym roku w roli promotora "Polskiego Księcia", o tym dlaczego nie wierzy w szanse "polskiej zemsty" na Juergenie Braehmerze, cieszy się myśląc o przyszłość Patryka Szymańskiego i dlaczego na razie nie chce rozmawiać o przyszłości Artura Szpilki w USA…

- Podsumowujemy 2014 rok, twój pierwszy w roli promotora Andrzeja Fonfary. Co przekonało ciebie do Polskiego Księcia?
Leon Margules: Zacznę od końca - Andrzej Fonfara jest dziś jednym z pięciu najlepszych pięściarzy wagi półcieżkiej na świecie. Co nie nie zmienia mojego przekonania, że może walczyć na wyższym poziomie, że może wydobyć z siebie więcej. Andrzej może potencjalnie wygrać z każdym - kiedy do końca będzie potrafił wykorzystać swoją przewagę wzrostu, swój lewy prosty. Z Doudou Ngumbu wygrał moim zdaniem raczej łatwo, ale biorąc pod uwagę jego talent mógł, a nawet powinien nad nim dominować. Andrzej cały czas się uczy. Oglądałem właśnie powtórkę jego walki ze Stevensonem - wielka walka Księcia, ale widać było brak doświadczenia w pojedynkach na najwyższym poziomie. Nastepnym razem te błędy się nie powtórzą. Jestem tego pewny.

- "Nastepny raz" po ostatniej wypowiedzi Yvona Michela, promotora "Supermana" Stevensona może być już w kwietniu 2015 roku. Przyjmujecie propozycję rewanżu ze Stevensonem?
Najpierw muszę ją oficjalnie dostać. Wiem co mój długoletni przyjaciel Yvon Michel powiedział. Teraz trzeba usiąść do stołu, porozmawiać na spokojnie. To wielka sprawa, kolejna walka o tytuł WBC, rewanż, którego Andrzej bardzo chciał. Tego nie załatwia się jednym telefonem.

- Wróćmy do początków. Dwukrotnie byłeś po drugiej stronie ringu: kiedy przyjechałeś do Chicago z Glenem Johnsonem, a później z Gabrielem Campillo.
Mylisz się. W 100 procentach chciałem, żeby Glen wygrał z Fonfarą, bo Johnson zawsze był moim pięściarzem i byłem pewien, że pokona Andrzeja. Tu masz rację. Mylisz się, jeśli chodzi o Campillo - Andrzej nie miał ze mną jeszcze podpisanego kontraktu, ale to już była współpraca. Wybrałem Campillo bo chciałem dla Andrzeja poważnego testu, ale testu, który może zdać. Campillo walczył w Chicago z Fonfarą dzięki moim kontaktom z Sampsonem Lewkowiczem, moim długoletnim przyjacielem. To był trudniejszy test niż ktokolwiek przewidywał, ale tak się wyławia z setek talentów tych, którzy mają charakter, żeby zostać mistrzami.

- Kilkadziesiąt godzin temu WBC ogłosiło, że Andrzej jest na czwartym miejscu w kończącym 2014 roku rankingu. To bardzo ważne czy tylko warte wzmianki?
Ważne dla Andrzeja ze względów sportowych, ale nie kluczowe dla jego następnych walk. Tak naprawdę w boksie są ważne tylko dwa miejsca w rankingach: jesteś w pierwszej piętnastce, więc możesz walczyć o tytuł. Naprawdę kluczowe jest pierwsze miejsce w rankingu, bo wtedy rywale muszą z tobą walczyć. Jeśli nie dogadamy się z Yvonem Michelem w sprawie kwietniowego rewanżu ze Stevensonem, to Andrzej w 2015 roku o tytuł WBC walczyć raczej nie będzie. Z prostego powodu - nie będzie terminów i rywali żeby taką walkę zrobić. Nie miałbym z tym żadnego problemu. Nam się nie spieszy.

- Ranking i pas WBC pozostają dla ciebie, jako promotora Fonfary, sprawą najważniejszą?
Chcemy, żeby Andrzej miał szansę zdobycia jednego z czterech pasów, choć dla wiekszości fanów WBC jest najważniejszy. Ale powtarzam to, co powiedziałem przed chwilą - po co spieszyć się z 27-letnim Fonfarą? Moim zdaniem, tak długo jak bedzie miał dobrych, wymagających przeciwników, będzie wygrywał i się uczył, do tego za bardzo dobre pieniądze, to nie potrzeba szaleć. Jakby miało dojść do rewanżu z Supermanem nie teraz, ale za rok, to ja nie byłbym wcale zasmucony. Kowaliew ma trzy pasy, Stevenson ma czwarty - to się musi rozstrzygnąć, ale trochę to potrwa. Kowaliew będzie bił się z Pascalem, a zwycięzca z Mohammedim o IBF czyli ktokolwiek z tej trójki zostanie na placu boju, i tak będzie miał trzy pasy. Nic się nie zmienia, trzeba czekać.

- Jest jeszcze opcja walki o te mniej znaczące tytuły. Fonfara kontra Braehmer o WBA regular - pierwszy z przykładów. Tytuł na plakat już mam - ZEMSTA.
Uwielbiałbym walkę z Braehmerem, bierzemy ją od razu - ale tylko w Stanach Zjednoczonych. Ale ja nie wierzę, że ekipa Sauerlanda zgodzi się zabrać jednego z niewielu dobrze sprzedających się w telewizji mistrzów i ryzykować jego karierę poza Niemcami. Widziałem walkę z Głażewskim. Prawda o kategorii półcieżkiej, tej na najwyższym poziomie, jest taka, że jeśli nie masz nokautującego uderzenia, to nie ma dla ciebie tam miejsca. Każdy z czołówki przejedzie po tobie jak czołg, bo będzie wiedział, że nie masz w rękach granatów. Andrzej nie ma tego problemu – z obu rąk. Wielokrotnie to udowadniał.

- Inny poziom niż Andrzej, ale pięściarz bardzo ważny dla Warriors Boxing - Patryk Szymański.
Patryk wyjechał na Święta do domu, ale 15 stycznia będzie ponownie w jednej z naszych sal treningowych na Florydzie. Trener Chico Rivas u którego mieszka i trenuje, nie może się go doczekać.

- Za każdym razem kiedy rozmawiamy o Szymańskim, jesteś coraz bardziej optymistycznie nastawiony do jego przyszłości.
Bo jestem. Zrobił olbrzymi skok, przeskoczył kilka poziomów podczas pobytu na Florydzie. Ma szanse sparować z naprawdę dobrymi, znanymi nie tylko w USA pięściarzami - wszyscy na miejscu wiemy jak wyglądały jego sparingi, kiedy zaczynał, i jak wyglądały, jak wylatywał na Święta do rodziny. Dwóch różnych ludzi: na początku więcej zbierał. Później ci sami przeciwnicy zbierali od niego. Każdy byłby dumny, gdyby jego pupil spełniałyby pokładane w nim nadzieje. Z nawiązką. Patryk wciąga w siebie umiejętności rywala, uwagi trenera jak gąbka. Trenerzy tylko go komplementują. W boksie bardzo ważna jest umiejętność bycia cierpliwym - to było widać w ostatniej walce z Kingiem w Chicago. Po pierwszym nokdaunie, King chciał zamienić walkę w bijatykę, ale Patryk nigdy mu na to nie pozwolił. Nigdy się nie "podpalił", robił dokładnie to, co mówili trenerzy. Chico był z niego dumny.

- Pracujesz od lat z Andrzejem Wasilewskim i Piotrem Wernerem więc chyba można zapytać o Artura Szpilkę, jego planach pobytu w USA?
Można - ale nie mogę nic oficjalnie o przyszłości Artura w USA powiedzieć. To sprawa, którą pozostawiam - na razie - moim polskim partnerom. Wróćmy do tej rozmowy za kilka miesięcy.