W sobotę Krzysztof Włodarczyk ma szansę po raz trzeci zostać mistrzem świata. To może być ostatnia szansa.

W sobotę w Newark stoczy jedną z najważniejszych bitew życia. W przeszłości potrafił z nich wychodzić zwycięsko, choć nie zawsze. Historia Krzysztofa Włodarczyka to w zasadzie historia boksu zawodowego w Polsce w pigułce. Teraz Diablo spotka się z Muratem Gasijewem w ćwierćfinale turnieju pięściarzy wagi junior ciężkiej. Stawką jest pas mistrza świata IBF i wielkie pieniądze. W narożniku będzie nim kierował trener Fiodor Łapin. Przy ringu siądzie Andrzej Wasilewski, jego promotor, z którym współpracuje od początku kariery zawodowej, czyli od 2000 roku.

- Poznałem go, gdy miał jakieś 15 lat, w 1996 roku – mówi Wasilewski, który pracę w boksie zawodowym zaczął z Diablo. A właściwie przez Diablo. – Bez Krzyśka pewnie nie byłoby mnie w boksie zawodowym. Nie planowałem takiej działalności, a zacząłem przez niego. Byłem pod wielkim wpływem jego ówczesnego trenera Zbyszka Rauby. No i kariera amatorska Krzyśka pokazywała, że będzie się nadawał do zawodowstwa. Pamiętam turniej w Kielcach, Krzysiek miał stoczyć cztery walki. Co rundę wygrywał walkowerem aż doszedł do finału, a tam rywal zgłosił, że nie wejdzie do ringu. Miał więc odebrać puchar w kategorii ciężkiej, choć nie walczył. Poszedłem do zwycięzcy w wadze superciężkiej, żeby się zmierzył z Krzyśkiem. Zaproponowałem nawet jakieś wynagrodzenie. Godzinę później się okazało, że ten większy i cięższy rywal chodzi z ręką na temblaku. Krzysiek słynął z potężnego uderzenia, większość nie chciała się z nim bić. Zbyszek poprosił mnie, żebym został menedżerem Krzyśka, bo jeśli ten nie przejdzie na zawodowstwo, w ogóle skończy z boksem. Nie bardzo wiedziałem, na czym ma polegać moja rola. Zbyszek powiedział: „ Ty się nie znasz, ja też, ale mnie łatwiej oszukają”. I tak to się zaczęło - wspomina Wasilewski.

- Walka z Gasijewem odpowie na kilka pytań, ale nie na wszystkie. Zawodnicy z dorobkiem Krzyśka walczą z dwóch przyczyn: potrzebują adrenaliny i zarobków. Diablo zawsze był rozrzutny. Rozmawialiśmy o tym wiele razy, ale nie znalazłem skutecznego sposobu, żeby go przekonać do zabezpieczenia przyszłości. Teraz przed nim szalenie trudne zadanie, ale idzie po mistrzostwo świata, sławę i pieniądze. W ostatnich walkach groźniejszy był Gasijew. Jest młodszy i ciągle się rozwija. Krzysiek ma za to więcej doświadczenia. I ciosy na głowę ma pewnie silniejsze. Znowu będą ogromne emocje - mówi Wasilewski.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>