- Może okazać się bardzo niebezpieczny. W żadnym wypadku nie można spisywać go na straty - przekonuje w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" mistrz świata IBF wagi junior ciężkiej Murat Gasijew (24-0, 17 KO), który w październiku skrzyżuje rękawice z Krzysztofem Włodarczykiem (53-3-1, 37 KO). Pojedynek będzie ćwierćfinałem turnieju World Boxing Super Series.

Przemysław Osiak: Jak trudnej walki z Krzysztofem Włodarczykiem w obronie tytułu mistrza świata IBF wagi cruiser się pan spodziewa?
Murat Gasijew: Włodarczyk to bardzo wszechstronny bokser. Ma bardzo mocny cios, umie rozłożyć siły na całą walkę. Potrafi być sprytny w taktyce. Dwa razy zostawał mistrzem świata. Spodziewam się bardzo trudnej walki i do takiej się szykuję.

Nie sądzi pan, że 36-letni Włodarczyk jest już wypalonym pięściarzem?
Nie wiem, co mówi się o nim w Polsce, ale dla mnie najważniejsze jest zdanie mojego zespołu, trenera i ludzi, których opinia jest mi droga. Przypomnijmy sobie walkę Krzysztofa z Rachimem Czakijewem (w 2013 roku „Diablo” wygrał ją przed czasem – przyp. red.) – pokazał w niej ogromny spryt i mądrość taktyczną. Świetnie rozłożył siły i znokautował Czakijewa. Ograł go taktyką.

Trenuje pan w Kalifornii razem z mistrzem świata WBC, WBA i IBF wagi średniej Giennadijem Gołowkinem, w sali znanego trenera Abela Sancheza. Jak udało się panu nawiązać z nim współpracę?
Moi promotorzy z grupy Ural Boxing stwierdzili, że dla mojego rozwoju najlepszy będzie wylot do USA. Trafiłem do Abela Sancheza i tak już zostało. W Big Bear bardzo mi się podoba. Wyłączam się od wszystkiego, koncentruję się jedynie na poważnej pracy. Z Abelem świetnie się dogaduję, to bardzo miły człowiek. Mam takie wrażenie, jakbym nie przyleciał na trening, ale do krewnych w odwiedziny. Tak dobrą mamy atmosferę.

Do pana obowiązków w Big Bear nadal należy sprzątnie sali treningowej? A może jako mistrz świata nie musi pan już tego robić?
Zostałem mistrzem, ale nic się nie zmieniło. Mam swój pokoik nad salą treningową – łóżko, szafka. Nic szczególnego. Nadal sprzątam salę, chodzę do sklepu po jedzenie, gotuję. Zresztą nie tylko ja. Nie wiem czy wiecie, ale Giennadij też gotuje bardzo smacznie. W Big Bear wszyscy jesteśmy równi, to wspaniałe. U nas nie ma mistrzów świata. Tworzymy małą, żyjącą w przyjaźni rodzinę.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>