W przyszłą sobotę, 20 maja, Krzysztof Włodarczyk spotka się w Poznaniu z Noelem Gevorem w walce o status oficjalnego pretendenta do walki o pas federacji IBF w wadze junior ciężkiej. Dla byłego czempiona IBF i WBC, który w tym roku kończy 36 lat, to walka o zachowanie marzeń na tytuły i dobre zarobki. Tym bardziej że - jak sam często podkreśla - tych zarobionych dotąd nie zainwestował zbyt dobrze. - Nie chcę o tym rozmawiać. Właściwie w ogóle nie chcę. Do walki będę zresztą mówił raczej ogólnikami. Później przyjdzie czas na rozliczenia - powiedział nam na powitanie, ale później się rozkręcił i porozmawialiśmy o nowym początku, odprowadzaniu córki do przedszkola, rozwodzie, na który czeka i autostradzie na szczyt.

Wszystko u pana wreszcie dobrze?
Krzysztof Włodarczyk: Dobrze, chociaż... zawsze coś nie gra. Generalnie jednak standard, nie narzekam.

Wspominał pan ostatnio, że w sparingach przed walką z Gevorem nie wypada pan za dobrze.
Nie będę tego już komentował. Raz jest lepiej, innym razem gorzej i tyle. Średnia jest jednak niezła.

Średnia, jak na pana wiek?
O, to dobre, ktoś mnie tu prowokuje! Ale tak serio, ostatnio Władimir Kliczko mówił, że wiek to tylko liczba. Wszystko zależy jednak od tego, co mamy w głowie. Można posadzić 40-latka w bujanym fotelu i zrobić z niego dziadziusia. Można też jednak mieć sześć dych na karku i dalej świetnie się czuć, uprawiać ciekawe sporty, nawet te ekstremalne.

Kliczko mówi, że liczba to wiek, ale i tak przegrał z Anthonym Joshuą.
Dostał w łeb z powodu chwili nieuwagi. Poza tym, dali z Joshuą świetną walkę, obaj byli w tej wojnie na deskach. Któryś musiał przegrać, bo tak to działa. Ktoś mi ostatnio powiedział: „To tylko sport. Wyjdź i zrób to, co potrafisz najlepiej. Jeśli wygrasz, super, ale po porażce świat też się nie skończy”. Wiadomo, chcę wygrywać, bo jestem ambitny. Zwycięstwa dają mi też możliwość życia na dobrym poziomie, więc za każdym razem chciałbym schodzić z ringu z uniesionymi rękoma. Teraz trenuję tak dobrze, jak potrafię i idę do ringu w Poznaniu, żeby zostać zwycięzcą.

Mówi pan, że chodzi o to, żeby dać z siebie wszystko. A pan jeszcze może dawać z siebie tak dużo, jak kiedyś?
Tak... Myślę, że tak.

A gdy słyszy pan, że starcie z Gevorem, to walka ostatniej szansy?
To nie tak. Zresztą, niby dlaczego?

Bo po porażce będzie trudno znowu dopchać się do walk o mistrzowskie pasy.
Jeśli tak stawiamy sprawę, to rzeczywiście coś w tym jest. Tak troszeczkę, w pewnym sensie... No dobra, to prawda. Ale dlaczego ciągle słucham o tych ostatnich szansach? Ja chcę boksować i tyle. Wiecie dlaczego Andrzej Gołota ciągle wracał? Bo bardzo tęsknił za ringiem, bo było mu przykro, gdy wszystko, co się wokół niego działo, nagle ucichło.

Cała rozmowa z Krzysztofem "Diablo" Włodarczykiem na Eurosport.onet.pl >>