Gdziekolwiek się pojawiał, tam wzbudzał szyderczy śmiech, w najlepszym razie wzruszenie ramion. Ale nie przejmował się, że traktowano go jak niespełna władz umysłowych, cierpliwie odwiedzał redakcje sportowe i powtarzał niczym mantrę: Niech pan mnie bije! Jednak nikt nie decydował się spełnić prośby dziwnego faceta. Wystarczyło na niego spojrzeć: małe to, chude, niepozorne, niedożywione. Pewnie bieda pomieszała mu w głowie albo Pan Bóg zapomniał obdarzyć go piątą klepką.

Wydarzenia miały miejsce w Ameryce, gdzieś w połowie lat 20. minionego wieku. W owym czasie niemal w każdej poważnej walce któryś z pięściarzy reklamował nieprawidłowe ciosy poniżej pasa, coraz mniej pojedynków kończyło się na punkty. Również cios przypadkowy, a nawet zadany prawidłowo, który tylko się ześliznął, był wystarczającym powodem do podważenia zwycięstwa przeciwnika. Tak było w wielkich pojedynkach, spotkaniach o wielkie zyski i z perspektywą pojedynku o światowy tytuł i przed wielotysięczną widownią, Owe praktyki przynosiły ogromne straty; coraz mniej zdegustowanej wyczynami bokserów publiczności pojawiało się na zawodach bokserskich, coraz mniejsze więc były wpływy z biletów. Tracili promotorzy i bukmacherzy. 

I wtedy pojawił się pan Taylor. Śmieszny kurdupel proponujący rozwiązanie tego poważnego, ba, palącego problemu. Na pomysł wpadł, jak to się często zdarza, przez przypadek. I to nie boks zainspirował pana Taylora, a własne bezpieczeństwo, chęć ochrony męskich walorów. Kiedyś, gdy do skromnej pensji telegrafisty dorabiał parę dolarów jako teatralny statysta, w jakimś zamieszaniu, których podczas prób teatralnych nie brakowało, został kopnięty w podbrzusze. Zwinął się z bólu, pociemniało mu w oczach, ale gdy tylko przytomność powróciła, wpadł na pomysł jak w dość prosty sposób uniknąć w przyszłości podobnie nieprzyjemnych doświadczeń. Całą noc i kolejny dzień spędził wcielając w czyn swoje spostrzeżenie. Wieczorem zwrócił się do tego, który poprzedniego dnia omal nie pozbawił go męskości: - Przyjacielu, kopnij mnie z całej siły. Mocniej niż wczoraj! Ten najpierw spojrzał ze zdziwieniem. Niechętnie, pełen obaw wynikających z podstępu, jakiejś prowokacji, ale spełnił życzenie pana Taylora.

Tym razem konus nawet nie drgnął. Z wdzięcznością podziękował zdezorientowanemu koledze. Okazało się, że miał na sobie blachę obustronnie obłożoną gąbką. I od tamtej pory przygotowując się do każdego przedstawienia czy próby teatralnej zabezpieczał się tym prostym urządzeniem przed nieostrożnością współuczestników spektaklu.

Pewnego wieczoru siedząc w jakiejś knajpce podsłuchał rozmowę menedżerów o problemach wynikających z coraz częstszych fauli pięściarzy. A że, o czym już wiecie, był człowiekiem czynu, nazajutrz odwiedził siedzibę Nowojorskiej Komisji Bokserskiej. Mimo, że o pięściarstwie nie miał bladego pojęcia, nie widział nawet, jak wygląda mecz bokserski. I jak myślicie, co go spotkało? Oczywiście, szyderczy śmiech czcigodnej komisji. Podobnie działo się w cierpliwie odwiedzanych redakcjach sportowych. Wreszcie ktoś się ulitował; zapadła decyzja, iż pan Taylor musi poddać się próbie osobiście. Podpisał stosowne oświadczenie, że bierze na siebie wszelkie skutki ewentualnej tragedii i pojechał na trening bokserski.

Na sali przez dobre trzy kwadranse kilku bokserów waliło go na przemian poniżej pasa. Wynalazca padał na deski, wylatywał z ringu jak wystrzelony z procy, ale same ciosy nie wyrządzały mu żadnej krzywdy. Teraz on triumfował, a mocno zaskoczone spojrzenia biorących udział w eksperymencie pięściarzy były najlepszą rekompensatą wcześniejszych szyderstw przedstawicieli prasy. Komisja bokserska skapitulowała i już w dwa tygodnie później zawodnicy mieli obowiązek noszenia ochraniaczy pana Taylora.

On sam dzięki swojemu wynalazkowi milionerem nie został - w swojej łatwowierności nie opatentował wyrobu i pewna fabryka sprzętu sportowego podjęła produkcję bez jego zgody. Ale do zawodu telegrafisty już nie powrócił, zrezygnował również ze statystowania. Wykonywał na indywidualne zamówienia pojedyncze sztuki ochraniaczy, zdecydowanie lepsze od fabrycznych. Do jego stałych klientów należał m.in. mistrz świata wagi najcięższej Włoch Primo Carnera. Taylor zarabiał na owe czasy całkiem duże pieniądze - nawet do tysiąca dolarów miesięcznie. Oprócz ochraniaczy podbrzusza wykonywał kaski zabezpieczające dla futbolistów. W końcu też wygrał proces sądowy z nieuczciwym przedsiębiorstwem sportowym. I tylko od czasu do czasu, czy to z przyzwyczajenia, a może dla reklamowania swojego wynalazku, odwiedzał sportowe redakcje z nieodłączną propozycją: - Niech pan mnie bije! Mocniej, ze wszystkich sił!

Więcej tekstów o historii boksu zawodowego w Archiwum Ring Bulletinu >>