Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Już 15 marca w Filadelfii, na terenie wroga, Maciej Sulęcki skrzyżuje rękawice z Gabrielem Rosado. Amerykanin, dwukrotny pretendent do tytułu mistrza świata w wadze średniej, nazywa siebie prawdziwym Rockym Balboą, a początek przygody z boksem łączył z... pracą na cmentarzu.

Przygodę z boksem zaczął dopiero w wieku 18 lat, a na amatorstwie stoczył tylko jedenaście walk (osiem zwycięstw, trzy porażki). - Pamiętam, że wiele osób się ze mnie śmiało, że zaczynam tak późno, ale ja się tym w ogóle nie przejmowałem. Każdemu odpowiadałem, że będę kiedyś walczył o mistrzowski tytuł na wielkiej gali i słowa dotrzymałem - mówił w styczniu 2013 roku przed batalią z Giennadijem Gołowkinem o pasy federacji WBA i IBO w wadze średniej.

Amerykanin przegrał z Kazachem (zalany krwią w 7. rundzie przestał odpowiadać na ataki rywala i został poddany przez narożnik), tak samo jak drugą walkę o wymarzony tytuł dziewięć miesięcy później z Peterem Quillinem. Później rywalizował jeszcze m.in. z takimi pięściarzami jak Jermell Charlo, David Lemieux, Willie Monroe, czy Martin Murray. Wszystkie te batalie przegrał, a z ostatnich jedenastu pojedynków wygrał tylko trzy. Sulęcki będzie faworytem marcowej potyczki, ale o lekceważeniu nie ma mowy.

Rosado mimo nie najlepszej passy w ostatnich latach wciąż jest groźnym rywalem dla każdego. Co więcej wciąż wierzy, że zostanie mistrzem świata, a Sulęcki ma być tylko przystankiem w drodze na szczyt. - Jestem z Filadelfii, z miasta Rocky'ego Balboy i nigdy się nie poddam. Zresztą ja jestem takim Balboą w prawdziwym świecie. Ludzie uwielbiają takie historie, jak moja czy Rocky'ego. Człowiek znikąd, który dzięki uporowi i ciężkiej pracy dochodzi na szczyt. Rocky'emu się udało, mi także się uda - przyznał w jednym z wywiadów.

Pełna treść artykułu na Sport.tvp.pl >>