Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


- W sobotę nie będę czekał. Chcę zmusić go do boksowania - mówi "Przeglądowi Sportowemu" Mateusz Masternak (40-4, 27 KO), który w sobotę na gali w Częstochowie zmierzy się z Yourim Kalengą (23-4, 16 KO).

Promotor sobotniej gali w Częstochowie Mateusz Borek mówi, że gdy dowiedział się pan o rewanżu z Yourim Kalengą, skakał pan z radości. Aż tak się pan ucieszył?
Mateusz Masternak: Przede wszystkim byłem zadowolony, że Mateuszowi udało się nakłonić do walki w Polsce klasowego rywala, co zapewne nie było łatwe. Każdemu ze swoich pogromców chciałbym się zrewanżować, ale Kalendze najbardziej. Ta walka siedziała mi w głowie. Chciałem spróbować jeszcze raz. I to życzenie się spełni.

Co pan zmieni w porównaniu z pierwszą walką z Kalengą? Na pewno zechce pan zacząć ostrzej niż cztery lata temu, wtedy miał pan o to do siebie duże pretensje.
Przede wszystkim będę chciał wykorzystać swoje atuty, bo technicznie jestem od Kalengi lepszy. Chcę być bardziej konsekwentny i wykorzystać jego błędy. Nie mogę mu odpuścić w żadnej fazie pojedynku. Wtedy myślałem, że wymęczę go w pierwszych rundach, a potem przejdę do ataku i wykończę robotę. I może wcale nie była to zła taktyka, bo Youri po ostatnim gongu był krańcowo zmęczony. Teraz dużo gada, ale sądzę, że dobrze pamięta o tym, jak wiele zdrowia kosztował go tamten pojedynek. W sobotę nie będę czekał. Chcę zmusić go do boksowania, aby walka była rozgrywana na moich warunkach. Stać mnie na to, by dobrze popracować w dystansie, na nogach, wyprowadzać więcej celnych ciosów. I w którymś momencie nawet go przełamać. Nie będzie łatwo, bo Youri potrafi uderzyć w idealnym tempie. Zaskakuje też nie do końca skoordynowanymi ciosami. Nawet po przestrzeleniu dwóch uderzeń próbuje zadać trzecie, nie zatrzymuje się. To nie ułatwi mi zadania, ale na tym poziomie każda walka jest trudna.

W maju skończy pan 31 lat. Ma pan żonę, dwóch synów, dom. Jest pan spełnionym człowiekiem czy do pełni szczęścia brakuje wielkiego sukcesu sportowego?
Jestem dumny z tego, co osiągnąłem do tej pory. Jednak człowiek zawsze pozostaje głodny, a sukces w boksie nadal jest moim marzeniem. Nie mówię, że największym, ale ogromnym. Chciałbym wygrać z Kalengą, a potem zdobyć mistrzostwo świata. To byłoby ukoronowanie mojej kariery. Fajnie byłoby kiedyś opowiadać o tym wnukom. Albo po latach usłyszeć, że ktoś w rodzinie o tym pamięta. Chciałbym też, aby dzieci myślały o tacie jako o kimś nieprzeciętnym, wyjątkowym. O kimś, kto poświęcił się tej dyscyplinie sportu i osiągnął w niej największy sukces. Wszystko w moich rękach, głowie i sercu.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>