Walka podwójnych złotych medalistów olimpijskich, tego jeszcze nie było. A tak będzie, gdy do ringu wyjdą Wasyl Łomaczenko i Guillermo Rigondeaux.

Roy Jones Jr powiedział nawet, że na papierze, to najlepsza walka w historii. Na papierze być może tak, biorąc po uwagę cztery olimpijskie złota poparte zawodowymi pasami, ale nie zdziwię się jak po jej zakończeniu będziemy mówili o rozczarowaniu. 37 letni Rigondeaux niewątpliwie jest wybitnym pięściarzem, co oczywiście potwierdza lista jego sukcesów. Pierwszy raz zobaczyłem go w Sydney (2000), gdzie wygrał pierwsze igrzyska, rok później w Belfaście (2001), tam sięgnął po pierwszy tytuł mistrza świata. W Atenach (2004) raz jeszcze stanął na najwyższym stopniu olimpijskiego podium i znów nie dał przeciwnikom żadnych szansa.

Był siedmiokrotnym mistrzem Kuby, jako amator zawsze walczył w starym limicie wagi koguciej (54 kg). Na ogół wygrywał z taką łatwością, że o emocjach nie mogło być mowy. Niewysoki mańkut, kontrujący z precyzją` neurochirurga, bijący bardzo mocno. A przy tym genialny taktyk, który w ringu nie zrobi więcej niż trzeba żeby wygrać. Dziś w podobny sposób walczy jego rodak, czterokrotny mistrz świata wagi półciężkiej, złoty medalista z Rio de Janeiro, Julio de la Cruz.

A Łomaczenko, mistrz olimpijski z Pekinu (2008 wadze piórkowej) i Londynie (2012 w ekkiej) jest zupełnie inny. Nie mniej, jeśli nie bardziej utalentowany, zrobi wszystko, by zadowolić widza. Walczy tak jak Kubańczyk z odwrotnej pozycji, ale nie jest mańkutem. Ma znakomitą prawą, silniejszą rękę i to w starciu z Ringondeaux może odegrać znaczącą rolę.

Pełna treść artykułu na Polsatsport.pl >>