Pojedynek Terence’a Crawforda z Juliusem Indongo będzie czwartym w historii, gdy stawką są wszystkie cztery, mistrzowskie pasy.

Obaj pięściarze, Nr 1 (Crawford) i Nr 2 (Indongo) kategorii junior półśredniej też mają tego świadomość, choć Namibijczyk nie przecenia tego faktu, skupia się na samej walce. 34 letni pięściarz z Afryki ostatnio lata po świecie, wygrywa z mistrzami w ich domach, przed ich publicznością i zabiera należące do nich tytuły. Tak zrobił w Moskwie z Eduardem Trojanowskim, którego znokautował w pierwszej rundzie i wrócił do Namibii z pasem IFB. Później wybrał się do Szkocji, by zmierzyć się z mistrzem WBA, Ricky Burnsem, i pokonał go w Glasgow wyraźnie na punkty.

Z 29 letnim Crawfordem (31-0, 22 KO), posiadaczem pasów WBC, WBO tak łatwo mu nie pójdzie, ale Indongo  (22-0, 11 KO), olimpijczyk z Pekinu (2008), czempion WBA, IBF jest przekonany, że  jego wyprawa do Ameryki też zakończy się sukcesem. Faworytem jest wprawdzie Crawford, ale to jeszcze niczego nie przesądza. Obaj są przecież niepokonani, obaj potrafią boksować i nokautować. Crawford pięć z ostatnich sześciu walk wygrał przed czasem, Indongo trzy z czterech, ale w dwóch znokautował rywali w pierwszych rundach.

Walka odbędzie się w Lincoln, półtorej godziny jazdy samochodem od Omaha, gdzie mieszka Terence Crawford. Mistrz z Nebraski będzie miał po swojej stronie publiczność i wielkie umiejętności, ale Indongo się tym nie przejmuje. Jest sześć centymetrów wyższy od Amerykanina (a wygląda na więcej), ma przewagę zasięgu i jest urodzonym mańkutem. Ale Crawford też potrafi walczyć z odwrotnej pozycji. Jest wprawdzie praworęczny, ale często zmienia pozycję. Czy na ringu w Lincoln zobaczymy w tej sytuacji dwóch mańkutów, w tym jednego fałszywego ?

Pełna treść artykułu na Polsatsport.pl >>