Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

- Włodarczyk ma większe umiejętności od Gevora, ale kluczowa będzie psychika - mówi Fiodor Łapin, trener Krzysztofa Włodarczyka (52-3-1, 37 KO), z którym dwukrotnie sięgał po mistrzostwo świata wagi junior ciężkiej. Jeśli "Diablo" w sobotę pokona Noela Gevora (22-0, 10 KO) w Poznaniu to ponownie stanie przed szansą na wywalczenie mistrzowskiego pasa.

Zna pan Włodarczyka, jak nikt inny. Pracujecie od 2003 roku.
Fiodor Łapin: Przyszedłem do grupy zaraz po tym, jak przeszedł operację łokcia. Miał trochę problemów z kontuzjami.

A jednak uznał pan, że warto się nim zająć. Dlaczego?
Znałem go wcześniej, jeszcze z kadry juniorów. Kiedy spotkałem go w sali już jako zawodowca, byłem zaskoczony, bo wbrew temu, co pokazywał w ringu, potrafił łatwo się uczyć. Czasem nie wychodziło w walce, ale miał lekkość przyswajania nowości. Do tego dochodził charakter. Rywale może nie byli najmocniejsi, ale widziałem w nim pewność siebie. Czułem, że może zostać kimś wyjątkowym.

Ile było chwil zwątpienia?
Dużo. Najczęściej w związku z tym, czy poradzi sobie z własnym życiem. Albo inaczej – nie wątpiłem, ale w końcu zacząłem sobie zdawać sprawę, że to wszystko, co chcemy osiągnąć, zajmie więcej czasu. Czasem trzeba było się cofać i nadrabiać.

Za chwilę skończy 36 lat. Dwa razy był mistrzem świata, kilka lat bronił pasa WBC, a ja i tak mam wrażenie, że część kariery przeszła mu między palcami.
Wie pan co? Uważam, że jak na swoje możliwości, to osiągnął mało. Stać go było na wielkie rzeczy. Mógł być dzisiaj szanowanym, lubianym i bogatym człowiekiem z poukładanym życiem. Nie skończył jeszcze kariery, ale gdyby nie jego pozasportowe sprawy... Ech, nie ma co gdybać.

Jak wyglądały przygotowania do walki z Gevorem?
Początki były trudne. Trzeba pamiętać, że Włodarczyk ma swoje lata, łatwiej o kontuzję, więc trzeba uważać. Ludzie mówią: „nasz młody Krzysio”, a jak sam pan zauważył, on ma już swój wiek, a za sobą lata morderczego treningu. Kiedyś brakowało mu regeneracji między zajęciami. Kiedy zaczynaliśmy pracę przed Gevorem, Krzysiek był po długiej przerwie. Wrócił ze zbyt wysoką wagą i było różnie. Za to właściwa część pracy wyglądała już w porządku.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>