Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Czy zawodowcy roznieśliby w pył amatorów podczas igrzysk? Mistrz olimpijski Ołeksandr Usyk wcale nie jest przekonany, że tak by się stało. Międzynarodowe Stowarzyszenie Boksu (AIBA) rzutem na taśmę podjęło decyzję o dopuszczeniu pięściarzy zawodowych do rywalizacji z przedstawicielami boksu olimpijskiego, popularnie zwanych amatorami. Każdy profesjonał po akceptacji krajowego związku mógł zgłosić się do ostatniego turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk w Rio (Vargas, 3–8 lipca). Zmiany wprowadzono jednak zbyt późno.

Do Wenezueli nie wybiera się ani Manny Pacquiao, ani Amir Khan, ani Andre Ward. Najbardziej znanym zawodowcem ma być Hassan N’Dam N’Jikam, były mistrz świata WBA i WBO (2010–12, rok temu walczył o pas IBF), który nigdy nie zbliżył się do sławy wymienionych pięściarzy. Ma bronić barw Kamerunu, tak jak w 2004 roku w Atenach. Na zawodowstwie reprezentował Francję.

Jeśli AIBA pójdzie za ciosem, gwiazdy wejdą na olimpijski ring za cztery lata w Tokio. Gdy światowa federacja ogłosiła swoje plany, wywołała lament środowiska boksu zawodowego. Organizacje WBC i IBF zagroziły, że odbiorą pasy i wyrzucą z rankingów entuzjastów uczestnictwa w igrzyskach. Prezydent tej pierwszej, Mauricio Sulaiman, wyraził troskę o zdrowie amatorów, które miałoby bardzo ucierpieć od ciosów zawodowców.

Złoty medalista z 2012 roku (waga ciężka, 91 kg) Ołeksandr Usyk, który tydzień temu gościł w Polsce promując pojedynek o mistrzostwo WBO z Krzysztofem Głowackim (17 września, Gdańsk), jest innego zdania. - Po prostu nie zgadzają się pieniądze. Federacje muszą się dogadać. Tylko tyle - powiedział "Przeglądowi Sportowemu" Ukrainiec.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>