Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Argentyńczyk Victor Emilio Ramirez obronił należący od niedawna do niego pas IBF w wadze junior ciężkiej remisując z Anglikiem Ovillem McKenzie, ale nie zachwycił. I chyba długo mistrzem nie będzie.

„Tyson z Albasto” był już kiedyś mistrzem organizacji WBO, ale stracił tytuł w pierwszej obronie przegrywając z Marco Huckiem. Po tej porażce pożegnał się z zawodowym ringiem na 52 miesiące. Wrócił dwa lata temu, wygrał kilka walk, w tym z Olą Afolabim i został mistrzem interim, ale to nie było efektowne zwycięstwo. Jeśli już, to wątpliwe.

Tym razem rywala szukano w ekspresowym tempie. Ovill McKenzie, Jamajczyk mieszkający w Anglii dostał konkretną propozycję 11 dni przed datą tego pojedynku. I zgodził się od razu.

Ostatnie cztery wygrane walki z rywalami, którzy mieli zdecydowanie lepszy bilans dały mu przydomek „The Upsetter” (Człowiek, który wygrywa z faworytami) i naprawdę niewiele zabrakło, by potwierdził go i teraz. Dla mnie był lepszy od Ramireza, ale i tak remis jest dla niego zwycięstwem. A mistrz świata organizacji IBF zapewne długo nim nie będzie. Jest bardzo silny fizycznie, twardy, mocno bije, ale boksersko jest zbyt słaby, by zatrzymać ten pas na dłużej. To kwestia czasu, kiedy pojedzie do Rosji za dobre pieniądze i tam go straci. Ale możliwe są też inne opcje, kto wie, może niemiecka ?

Pełna wersja tekstu Janusza Pindery na Polsatsport.pl >>