Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Ricardo Mayorga i Shane Mosley, wielokrotni mistrzowie świata raz jeszcze postanowili zrobić skok na kasę. Znów wyjdą do ringu, by na stare lata przypomnieć sobie czasy, gdy bili najlepszych, ale cyrk w jakim biorą udział, by promować tę tragifarsę, niestety jest żałosny.

43-letni Mosley i dwa lata młodszy „El Matador” Mayorga mają już za sobą jeden pojedynek. W 2008 roku stoczyli prawdziwą wojnę w której siły rozkładały się równo, ale na sekundę przed końcowym gongiem Mosley znokautował pyszałkowatego rywala. Tamta walka przeszła do historii, była niesamowita, obaj dali pokaz wielkiego, dramatycznego boksu. Mayorgę, jak to już wcześniej bywało, zgubiła buta i nadmierna pewność siebie. Zawsze miał „wielką gębę” i szczękę z tytanu, ale nie ma przecież odpornych na ciosy, są tylko źle trafieni.

Tym bardziej smutne, że teraz obaj wielcy mistrzowie, aby zarobić trochę grosza, biorą udział w tak żenującym przedsięwzięciu. Mayorga dmuchający Mosley’owi w twarz tytoniowym dymem podczas konferencji prasowej, to jeszcze nic. Tak samo jak obraźliwe słowa, które słyszymy za każdym razem, gdy mówią o sobie. Takie zachowania, niestety, to dziś codzienność. Nie miejmy też złudzeń, że to jedynie szczere, ludzkie uczucie nienawiści skłania ich do tego. Nic z tych rzeczy: wszystko od początku jest udawana, wymyślone przez nieudolnych ludzi promujących to jarmarczne widowisko. Apogeum nieudolności jest scena w której Mayorga daje klapsa w wypięte pośladki jego dziewczynie, Triście Pisani, a Mosley rzuca się na niego i dochodzi do szarpaniny w świetle kamer i błysków fleszy. Niedługo potem Mayorga przyznaje na portalu społecznościowym, że to Mosley go do tego namówił, a pani Pisani nie miała nic przeciwko klapsom.

Nie wiem tylko kto to widowisko obejrzy, czy kupi pay per view za 49,95 USD, gdy w tym samym czasie, w tym samym mieście (Los Angeles) prawdziwą bokserską wojnę toczyć będą Abner Mares i Leo Santa Cruz, też wielokrotni mistrzowie świata, pięściarze w sile wieku i swych sportowych możliwości.

Pełny tekst Janusza Pindery na Polsatsport.pl >>